wtorek, 7 czerwca 2011

Jestem monotematyczna. Zaczarował mnie.

Ile czasu trzeba razem spędzić, by pozbyć się motyli? Bo te nasze nie chcą odfrunąć. Rozmnażają się w brzuchach ostentacyjnie. Chyba, bo jak inaczej? Jest ich coraz więcej! Nie przestaję się uśmiechać! I ciągle mi za mało Ciebie, nawet kiedy mam Cię... cały czas. I w tym nie ma przesad, o czym oboje bardzo dobrze wiemy, Skarbie.

Nie wiem, jak to robisz. Nie wiem, jak to jest możliwe. Nie wiem.
Ale powodujesz, że... widzisz z resztą.
I tak! mam różowe okulary, a mój sprawca motyli nie ma wad, a wszystko inne jest prostsze niż wcześniej! ;)

I brakuje mi słów, żeby to wyrazić. Pierwszy raz mam tak, że widzę obrazy. Piękna sprawa. A słów nie potrafię dobrać, by wyraziły wszystko to, co dostaję od Ciebie. I nawet nie chce mi się tego wyrażać. Czuję. Wystarczy.

Ciebie czuję. I nawet, gdy Cię czuję wszystkimi zmysłami i widzę - to nie wystarcza. I nie mam nigdy dość.

Ok, kończę notkę wprowadzającą, bo zrobił się z tego niezły esej wyznaniowy, a to nie o to chodzi ;)

Magic man

Twoje małe uczynki
Są jak generatory kodów
Do uruchamiania entuzjazmu
Gdy muskasz palcem moje ramię
Przechodząc obok
Jest to jak poruszenie ziemią
Gdy ciężko utrzymać równowagę
A w pochmurny dzień
Twoje ciepłe spojrzenie
Pozwala mi odpocząć na moment
Od problemów
Skąd Ty znasz te wszystkie sztuczki
Że codzienne rzeczy tak mnie cieszą?

Że ponoć tak nie można

I mówią że nie wierzą
Mówią
Że to absurd
Że tak się nie zdarza
Że to nie wypali
Że gdzieś jest haczyk
Ukryta gwiazdka
Druczek-maczek
Że tak się nie da
Że tak nie można
Że to sen

A może wszyscy śpią
A my się obudziliśmy?

Mam Ciebie

Nie dowierzam
Jak mogłam żyć tak wcześniej
Czułam pustkę w niektóre dni
A od kiedy
Mam Ciebie
Wiem już jak nazwać tamten pierwiastek
Do którego tęskniłam
Ale teraz już jest dobrze
Teraz już Cię mam

Już nie w pojedynkę

Wyrzuciłam kobiece potrzeby
Pozbyłam się narządów chcenia
Zamroziłam zmysły
Uruchomiłam program
Samodoskonalenia się
By się samozaspokoić
W perfekcyjnym grafiku dnia
Nie zaplanowałam chwili
Dla tęsknoty za męskim ciepłem
Oczywiście dostawałam namiastki
Miłosnego upojenia
Ale siliłam się zapomnieć
Jak to jest dzielić radości i smutki
I czerpać radość z dzielenia się
I być tą jedyną
I być tą najważniejszą
I nie być organem do pieszczot
I nie być przedmiotem
I być kobietą

I pojawiasz się
Wcale nie znikąd
I wprowadzasz nieład
I ja już nie chcę żyć sama
I już nie potrafię udawać że
Sama znaczy lepiej

Kocham Cię

Kamień spadł mi z serca
Gdy nie muszę już zakrywać ust
Gdy patrzysz na mnie
Moje oczy krzyczały to
Czego ja nie mogłam Ci powiedzieć
Czy widziałeś?
Teraz mogę wykrzyczeć wszystkim
Tak!
Kocham Cię

Bezczelne marzenia

Marzenia są śmiałe
Bezczelnie
I nie będę kłamać
Wykreowały Ciebie

Bezczelność się kończy
Przy podsumowaniach
Podziale „Do Spełnienia”
I „Do Snu”

Wyszedłeś tak piękny
Ze snów kochanie
Że ja ciągle się boję
Że ogień mnie nie spali
A deszcz popłynie do góry