poniedziałek, 28 czerwca 2010

Otwieramy się zamykając.

1/3 z postanowień nowożyciowych wcielona. Powoli ku nowym ideałom. Mam nadzieję, że sama siebie zaskoczę. Na niektóre zmiany jeszcze nie dojrzałam, jednocześnie muszę dojrzeć na ciche przeprowadzenie ich... A taki piękne intrygi chodzą po mojej głowie.
Nie trzymajta kciuków. Zosia samosia da radę.

Cnotka niewydymka

Włożę dziś najlepszą maskę
Pogodnej dziewczynki
Bagaż doświadczeń zostawię w szafie
Nie zobaczysz w moim oku trosk

Włożę też najlepszą sukienkę
Co odciągnie wzrok od chmur nad moim dachem
Kolorową i wiosenną
W wannie nabędę świeżości

Włożę dziś zupełnie nową mnie
Taką co mało mówi i nie opowiada o sobie
Błyszczącym spojrzeniem okłamię
Żem zainteresowana

Włożę dziś jakiś schemat
Prościutki będzie
Zachwycająca skromność
Co jeszcze mogę dla siebie zrobić?

Weekendami

Umarłam młodo
I wczoraj w stanie depresyjno alkoholowym
Szukałam poklasku
Potwierdzenia że dzisiejsza moja twarz
To wynik make-up’u i przedwcześnie
Zdobytej świadomości

Nikt nie płakał na pogrzebie
W sumie nie miałam jeszcze pogrzebu
Chyba się rozkładam co weekend
W otoczeniu drogich perfum
Czy widziałeś coś łatwiejszego?
Czasem czuję ten smród
Ale wanna jest killerem
A tusz do rzęs okłamuje o pięknie moich oczu

Wibrują moje kolana
U kobiet to stan wyuczony
Opanowałam go do perfekcji
I chyba nadal szukam poklasku
I jakiegoś rodzaju zrozumienia
Że ja umarłam

Chciałabym być trochę inna
Podobna do kilku innych kobiet
Niech myśl stanie się czynem
I to z taką łatwością
Jak każdego weekendu
Dziś sobota

Zabawy dla dorosłych dzieci

Powinieneś się wstydzić
Panoszysz się w moim m.
I korzystasz z mojego kubka
Rano przynosisz mi afrodyzjak
Bym w pół godziny przed wyjściem
Mogła wypięknieć
A w sobotę znikasz

Kolorowa miłość co dwa tygodnie
Start dwudziesta druga
Szybki prysznic w trakcie
Nie dbam o rozmyte powieki
Zamiast świec
Na kuchennym blacie
I potem już jestem spokojna

Powinieneś się wstydzić
Idealizujemy rzeczywistość
Chyba jej się boimy
Dlatego zamiast gotowania
Zamawiasz sałatki na wynos
Z brody kapie majonezowy sos
Coś pięknego
W oku błyszczy ci satysfakcja
A jutro pomieszkam sam na sam
Z leniwą niedzielą
Ty masz inne obowiązki
Poza bawieniem się ze mną w wieczorną miłość

Siedzę w Tobie

Tak ładnie pachnę gdy czekam na ciebie
I tyle ci potrafię dać
Aż sama się boję swojej serdeczności

A jestem dla ciebie tylko smacznym dodatkiem
To jak gratisowe pieczywo czosnkowe
Do sałatki z kurczakiem ze studenckiej knajpy

Łączymy niemożliwe
A te wiadomo łączą się niezwykle
Łatwo i szybko
Nie wspominając o tym że jest to przyjemny proces

Choć powinnam to ciągle
Nie mam odwagi poprosić cię o zmianę pozycji
Bo to pytanie zabójca
Powinnam cię zabić już dawno

Eksplanacja

Trudno odnaleźć siebie na parapecie
W wynajmowanym poddaszu
I trudno nie zmieniać często
Uczuć do ludzi
Uczepić się kogoś najbardziej ludzkiego
A od nieludzi uciec
Szukać zrozumienia między palcami obcych stóp
I sprzedawać komplementy
Z książek dla uwodzicieli
Trudno tego nie robić
Gdy szuka się nowej rzeczywistości
I nie chce się już dłużej iść pod górkę

Dziś siedzę spokojnie na chwilowo swojej kanapie
W głowie mam plan na każdą część swojego otoczenia
Trudno będzie rozpocząć od nowa
Grzeczny styl życia
Czasochłonne poznawanie nowych składników powietrza
W zamian za późniejszy spokój i uśmiech
Tyle pracy ale sił mnóstwo w sobie zebrałam
Tak
To dzisiaj
Postanowienie nowożyciowe
Żadnych obniżek sezonowych
I produktów 2+1

Z pełnym przekonaniem otworzyłam rano
Drzwi balkonowe
Witaj słońce
Miło że znowu wpadłeś

O co jeszcze nie chodzi?

Życie nie kręci się tylko wokół dygocących ramion i ud
Zespolonych ze sobą dla platonicznych celów
Nie kręci się tylko wokół błyszczących metali
Na nadgarstkach i szyjach upiększonych kobiet
Nie kręci się tylko wokół rubensowskich form portfeli
Zniekształcających męskie pośladki
I damskie przenośne kosmetyczki
Nie kręci się tylko wokół euforycznych spotkań
Których następnego dnia nie chce się pamiętać
Nie kręci się tylko wokół rozbawionych twarzy wciąż niewinnych
Wraz z pierwszą walką maleje ojcowska miłość

Proszę
Podskoczmy dziś wyżej
Ponad nasze nosy
Musimy zobaczyć o co jeszcze może nie chodzić

A mówiłeś, że nie musisz codziennie jeść

W miłości
Połączenie deseru z wykwintnym daniem głównym
Kończy się czkawką
Lecz wcześniej niedożywieniem
Wczoraj ja byłam twoim deserem
Ty byłeś moim głównym posiłkiem
Zasilałeś się przystawkami
Kto wie ilu kucharzy gotowało dla ciebie

Z bólem serca umyto naczynie po mnie
To mógł być tak piękny obiad

Zachęta

Podejdź do mnie
Z zaskoczenia złap mnie w pół
Choć nie wygląda
Zmieszczę się
Gdziekolwiek nie chciałbyś mnie schować
Nie mówię że oczekuję
Długotrwałych procesów
Ja tak na próbę
Schowaj mnie gdzie chcesz
Pod koszulą
Pod płaszczem
Pod szafką też
Może zapach mi się nie spodoba
Może szorstka jestem
Nieważne
Z zaskoczenia złap mnie
Choć nie wygląda
Czekam

wtorek, 8 czerwca 2010

Suszę się.

Dzisiaj krótko. Z braku czasu. Jestem idiotką. Ciągle nią jestem i chyba ten stan nie chce się cofnąć.
Chyba ten krótki wpis potrzebny mi jest tylko po to, by pokazać nadpisującym sobie, że łatwo popełnić pomyłkę, oceniając zbyt wcześnie. Nie wolno osiadać na laurach. Nie ze mną te numery ;)

Cykl destrukcyjny

Tak cię chcę teraz
Na sobie poczuć twoją obsesję
Nakarmić ego
Uwierzyć w regenerującą bezsenność
Tańczyć i śmiać się
Rozmawiać do świtu w winnej pościeli
I udawać że nie słyszę prawdy
Zabierać ci czas i energię
Zabierać ci oddech i myśli
Zabierać ci trzeźwość spojrzenia
Zabrać ciebie
Schować
Przetrzymać
Nie znudzić się
Nie tęsknić już nigdy
Mieć na wyłączność
Wykorzystać
Wyssać
Wymiętolić
Nie wyrzucać
Oddać żonie
Czekać

Punkt 8:20

I nastała oziębłość
Nawet nie zauważyłam jak
Wtargnęła do mojego m.
Mówią że to typowy etap
A ja nagle
Nie potrzebuję czułości przy poduszce

I nawet gdy dawna miłość
Tuliła moje spocone ciało
Do swojego
Nie czułam tej przyjemności
Nie ufam tobie skarbie już
Nie czułam się bezpiecznie
Zasypiając z tobą

A gdy obce ciało
Leży obok mojej nagości
Nie potrzebuję jego dotyku
Nawet przeszkadza mi świadomość
Jego istnienia tak blisko mnie
Ja mam swoją pościel
Ty zniknij na czas mojego snu

Tylko jedna postać jest akceptowalna
Przez mój umysł
I to przy nim mam najlepsze sny
Ale to nic w porównaniu
Z tym
Co kiedyś czułam
Leżąc na męskim torsie

Nie sądziłam że zdolna jestem
To takiej oziębłości
Zaskoczyło mnie własne ciało
Panowie
Pojawiajcie się przed snem
Uniosę się na chwilę
A później
Pozwólcie mi zasnąć spokojnie
Ot co
Rano do pracy muszę wstać

Wiem, nie miałam wybaczać

Wybaczyłam ci rozlane mleko na mojej spódnicy
Od wczoraj noszę tylko spodnie
I nie kupuję mleka
Nawet najsmaczniej ubarwionego
Nawet czekoladowego
Nie kupuję już mleka
I nie przyjmuję mlecznych podarunków

Wybaczyłam ci oziębłość pod pierzyną
Od wczoraj nie ruszam się bez swojej
I to pod nią chowam strzępki naszych marzeń
Dlatego potrafisz powiedzieć mi
Że kochasz
I ja potrafię sklonować
Te słowa
Tak zwinnie
Prawda?

Wybaczyłam ci mokre ściany od zachodu
Zajęte pokoje i brak miejsca na moją fizyczność
Nawet gdy dotykasz mojej ręki jest to
Najbardziej ulotne z wszystkich wcześniejszych dotknięć
Jakie doświadczyłam nie tylko od ciebie
Nasza chwila trwa od milionów godzin
I tak niezręcznie jest nam myśleć
O jej końcu
Choć gdzieś tam w przyszłości rysuje się obce zranienie
Ja nadal uwielbiam egoistycznie mieć cię dla siebie
I nie małą satysfakcję dajesz mi
Gdy pokazujesz że poza mną
Nie masz powodu do uśmiechu
Tak pięknie potrafisz tworzyć moje dni
Wlewając w nie iluzję miłości i zrozumienia
Których tak naprawdę
Chyba nie potrzebuję już dzisiaj

Uciekamy...

Uciekamy od oczywistości
Wpychamy pod powieki obce nam obrazy
Jakbyśmy traktowali siebie jak ślepców
Śmiejemy się jak dzieci
Płaczemy wpół objęci
Kreujemy z życia film
Ależ musimy być nudni

Uciekamy od rzeczywistości
Tak pięknie pachniesz nocą
Zakazany smakujesz najlepiej
A ja czuję się prawdziwą księżniczką
Ale chowam przed opinią swoją koronę
I czujemy się stworzeni tylko dla siebie
Iluzjoniści

Uciekamy od przyszłości
Która rozwiąże nas na dobre
Ja będę obcą już ci królową
Ty będziesz wynędzniałym starcem
Nie przyznam się nowym ludziom
Że dotykałeś mnie po dowiedzeniu twojej winy
Wymarzę z pamięci twoją doskonałą nieidealność
Która dziś mnie tak ekscytuje