niedziela, 9 maja 2010

Wypierz mnie.

W sumie to nie wiem, co powinnam napisać. Ciągle dokonuję przemeblowania we własnym życiu, zaskakują mnie własne postanowienia i myśli. Wiedziałam, że przez całe życie uczymy się czegoś, ale... siebie?
Ot co.
Zdarza się ;)

Imaginacja

Najlepszy jesteś dla mnie
Żaden mój sen nie stworzył
Czegoś piękniejszego
Nie potrafiłabym sama
Pędzlem namalować
Tak perfekcyjnych kresek twoich brwi i rąk
Nie mówiąc już o wypełnianiu tęczą
Z innego świata

Najlepszy jesteś dla mnie
I nigdy nie ośmieliłam się
Wymyślić kogoś tak wspaniałego
Jak ty właśnie
Rozkochałeś mnie w sobie
Uzależniłeś mój humor od swojej obecności
Wszystkie aktywności życiowe
Dopasowały się do twojego cyklu dnia
To takie niepoważne
Żaden proroczy sen nie odważył się
Powiedzieć mi o tym
Przecież i tak bym nie uwierzyła

Tęsknić za Tobą to tak okrutna rzecz

Nie wiedziałam że tęsknić za tobą
To tak okrutna rzecz
Boli tutaj wiesz
Jakby otwierało mnie od środka
Gdyby mogło rozedrzeć na pół
Może byłoby mi lepiej
Same nędzne przypuszczenia
A ból nie ustępuje

Niekompletna bez ciebie jestem
Umiem dysponować swoim czasem
I niby niepotrzebnyś mi ty
Bo adoratorów mam
Nie muszę sama spać
Ale
Z tobą to inaczej

Sny są piękniejsze
Cisza nie przygnębia
Dotyk działa tak jak chcę właśnie
I cieszą mnie takie zwyczajne rzeczy
Godzinami potrafię wspominać twój uśmiech
I odtwarzać wspólne chwile
Z dokładnością do jednej sekundy
I niepotrzebni mi są inni panowie
Co płaszczą się na wycieraczce
Ja chcę ciebie

Iluzja zrozumienia

W tej odwiecznej iluzji zrozumienia
Wiem że możemy się rozumieć lepiej
Niż z ludźmi którym bez problemu
Mówimy o powszechności
My nie używamy zbyt wielu słów
Dlatego gdy milkną twarze wielkich miast
I do pokoju zagląda ciekawska latarnia
Ja gdzieś pomiędzy twoim lewym ramieniem a torsem
Odnajduję idealnie wyprofilowane miejsce
Na mój nos i usta
Gdzie wszystko co niezrozumiałe
Zostaje zaakceptowane i oswojone
A ja jak nigdy wcześniej
Czuję się dobrze z własnymi rękoma

A to wszystko przez Ciebie

Znam już lepiej prawdę
Jestem twoim drugim życiem
Spóźniłam się na bycie jedyną
To takie nieodwracalne
To takie absurdalne
To takie frustrujące

Ktoś uwięził w tobie mój rozum
Jestem taka niemyśląca
Taka nierozważna
Taka głupia

Boję się spotkać siebie w lustrze
Co sobie powiem?
Jestem tylko zakochana
Jestem tylko spodlona
Jestem tylko egoistką

Mógłbyś

Mógłbyś zniknąć
Bez zapowiedzi zabrać ze sobą iluzję
Mógłbyś spłonąć
Za swoje grzechy którymi naznaczasz mnie
Mógłbyś umrzeć
Niesłyszenie ciebie pozwala mi oddychać poprawnie
Mógłbyś uciec ode mnie
A może po prostu nie pojawiać się przede mną
Mógłbyś przestać zabiegać o mnie
Przypomniałabym sobie na czym polega wolność uczuć

Dziś i ja ciebie
I ty mnie
Musimy ukrywać przed światem
Bo co powiedzą
Bo co nam zrobią
Kto pierwszy rzuci kamień?
Kto pierwszy będzie musiał zapłakać?
Kto ucieknie?

Sprzedawcy marzeń w świecie kobiet

Sprzedawcy marzeń w świecie kobiet
Nie mają ciężkiej pracy
Bez zapowiedzi wchodzą
Bez gwałtu i musu
Zamieniają drobne w drogie prezenty
Kciukiem z zamkniętymi oczami
Rysują na naszych twarzach uśmiech
Tak wiarygodnie możemy wyglądać
U boku z oszustem

Sprzedawcy marzeń w świecie kobiet
Sprzedają nam wcale nie nasze marzenia
Może inne kobiety marzą o tym
Nie my ale
Są perfekcjonistami
I same zaczynamy wierzyć
Że pragniemy tych standardów
Tak jakby strach przed samotnością
Był powszechnym problemem
Pięknych kobiet

Ciągle chcę Cię

Chcę cię
A to pragnienie choć proste
Choć nie pierwszy raz
Rozrywa we mnie spokój

Chcę cię
Dobrze wiesz o tym
Tak pięknie grałeś mojego księcia
Choć dziś już znam cię
Chcę cię

Myślę o tobie
Co by było gdybym wiedziała od początku
Jak bardzo potrafisz kłamać
Może nie zamieniałabym myśli w słowa
Może nie otwarłabym ramion zamykając umysł
Może rzadziej widzieliby mnie zapłakaną
Może

Chcę cię
Ukarać teraz
Zniszczyć teraz
Ale pierw okłam mnie ostatni raz
Że prócz mnie
Nie masz nic na świecie tak pięknego i niesamowitego

Gdzie są moja ramiona?

Jak ślepcy szukamy czegoś
Nie znając miejsca przeznaczenia
Włóczymy się po obcych sypialniach
Gdzie są moja ramiona?
Czy ktoś z was je poznał?
Gdzie dziś śpią?

Patrzą na mnie oczy piękne
Nie jesteś w moim typie
Patrzą na mnie oczy mądre
Ktoś wypalił w nich to co dobre
Patrzą na mnie nieznajomi
Chcą zniszczyć tę nieznajomość
Ale nie ma w nich moich ramion

Zdziwienie

Na niebie pojawiło się zdziwienie
I dzieci przestały się śmiać
Zamarzły słońca i księżyce
Kilka gwiazd zabiega jeszcze o wzrok
A ja tańczę w puchu majowych lip
Nad szarymi głowami domów
Nie moich miejscowości

Na niebie pojawiło się zdziwienie
I mój były kochanek boi się już patrzeć na siebie
Powraca do swoich kobiet
Nigdzie mnie już nie znajdzie
Ja tańczę w puchu majowych lip
Na dłoniach kwitną pocałunki
Całuj moje nadgarstki

Na niebie pojawiło się zdziwienie
I zapominają powoli o moim imieniu moi rodzice
Uderzam opuszkami palców o jego policzki
I wyobrażam sobie że mam na nich
Najostrzejsze argumenty
Ale milczę bo dziś żadne słowo nie zepsuje
Mojego tańcu w puchu majowych lip
Ani nie naprawi
Mojego braku miejscowości

O Potencjalnym

Milczymy słodko
Choć za rękaw ciągną
Pod górkę
W górkę
Czasem każą iść spać
Czasem walczyć
Pozwalają milczeć
Ale pytają się
Ile wytrzymamy
Tracenia czasu
Na gry

Domino dziś nie jest grą
I dużo bardziej cenię sobie
Trzymanie za rękę
I czuły szept

Chciałabym cię dziś zobaczyć
Ale nic się nie dowiesz
O sobie we mnie
Jeszcze nic nie istnieje
Ale już szykuję ci miejsce
Musze tylko wiedzieć
Czy też przestajesz lubisz gry jak ja

Narysowany

Byłeś piękny
I szept twój był mój
Tak jak każda myśl
I wszystko co usłyszałam
To nie było trudne
Zgadnąć że chcę jeść
Gdy burczy mi w brzuchu
W depresyjny dzień

Byłeś piękny
Jak żaden wcześniej
I zapewne żaden później
Nie istniałeś nigdy
W swoje nudne kontury
Wlałeś trochę moich marzeń
To nie było trudne zauważyć
Że nie jesteś prawdziwy
Ale tak bardzo mi się
Taki podobałeś

Pozwoliłeś mi kochać siebie za mocno

Upadłam nisko
W tej naszej miłości
Na ulicy byłam cieniem
Cudzych spojrzeń
I bałam się że
Spotkam siebie w szybie sklepowej
Między sukienkami
Jakie chciałabym dla ciebie mieć
Zabrałeś mi resztki godności
Czy to ładnie tak pozwalać
Kochać ciebie za mocno?

Płonęły rzęsy
A potem całe oczy piekły
Okropnie
W ciemności i w słońcu
Dla ciebie i dla mnie
Chciałam tylko wiedzieć czy
Ty naprawdę istniejesz
Niknąłeś jak tęcza nim
Zdążyłam wyciągnąć rękę

A jutro chcesz mnie znowu
Pocałować
Rozpalić
Nie spać i spać
Tańczyć w nietrzeźwości
Za trzy dni zniknąć
Na pół miesiąca
Wręczając mi to samo
Kolejny raz znowu
Czy to ładnie tak pozwalać
Kochać ciebie za mocno?

Gdy tracę zasięg z Tobą

Wszystko co robię
Gdy tracę zasięg z Tobą
To trywialna masa
Która tylko
Ma wypełnić pustkę
Jaką wypala
Niewiedza
I trwoga

Ginę
Gdy znikasz
Marnieję
Choć nie chudnę
Tracę osobowość
Chłonę z powietrza
Banalne postawy
Kiedyś możesz
Mnie nie poznać

Bo najpiękniej
Rozwijam się
Przy tobie
Spokojnie rosnę
Dziś tylko
Się poniżam
I gram powszechną
W świecie niepasujących
Do mnie
To nie jest trudne
Ale chciałabym spojrzeć
W górę

Kompot

Odpychanie
I przyciąganie
Stoimy na
Przeciwnych
Biegunach
Ogromnego jabłka
Choć czasem
Na moment
Wiem
Jak smakujesz
Czekam
Na wybuch
Wielkiego wulkanu
Rozkwasi cię
Wpadniesz
Jak
Śliwka
Wprost do mojego
Kompotu
Tak bardzo
Chce mi się
Pić

Dla czegoś tak kruchego

Obiecywałeś sny spokojne
Dziś przez ciebie spać nie mogę
Obiecywałeś wieczną miłość
Dziś wiem że nie potrafisz
Kochać samego siebie
Powiedz jak mogłam
Więc ja ciebie kochać?

Obiecywałeś ze nie poznałeś lepszej ode mnie
Jak mogłeś tak krzywdzić swoje dziecko
Dla kilku moich większych westchnień
Wyrzekłeś się rodziny ukrytej głęboko w portfelu
Uśmiechu swojej córki i obrączki
Dla moich westchnień
Dla czegoś tak kruchego

Skłamałeś

A mieliśmy razem stworzyć coś
Po raz pierwszy dla nas
Kiedy ty to wszystko już masz

Opowiadałeś mi o naszym wspólnym życiu
Kiedy podniecała cie tylko
Moja świeżość i delikatność młodej skóry

Wiedziałam że gdzieś jest haczyk
Co zaboli jak najostrzejszy kolec
I ciągle nie mogę uwierzyć
Że dla mojej świeżości
Potrafiłeś tak bezczelnie kłamać

Grzeszymy

Przerażające jak łatwo
Udało cię się
Przywołać moje ślepe serce z powrotem
Dziś tonę podwójnie
Wysoką cenę za nas płacę
A zapłacimy oboje jeszcze wyższą
Dziś nie tylko w pełnym słońcu
Ty musisz mnie nie znać
Ja też powinnam udawać bo
Wstyd powiedzieć głośno
Że tak łatwo ci wybaczyłam

Grzeszymy myślą bo przechodzi w słowo
A czyn na wyciągnięcie ręki
To nie ja powinnam się budzić przy tobie
Nie chcę na wieczność zastępować ci
Rzeczywistości
Modlę się tylko że kiedyś
Poczuję ochotę na inne ramiona