środa, 13 stycznia 2010

Czarna Perła

Z powodu braku dostępu do mojego bóstwa, jakim jest wszechwspaniały internet ;] powstało wiele kawałków, z których część postanowiłam wrzucić tutaj. Ciągle przeprowadzam zmiany w swoim życiu, jest dosyć pozytywnie, kto by pomyślał? Do przodu, w przód, biegnę. Życzcie mi szczęścia. Lubię moją Czarną Perłę.

Intuicyjnie wiedziałam!

Wyczarowała cię noc
A ja stałam się księżniczką
Pięknieję mimo braku snu
Który pochłaniasz
Delektujesz się moją skórą
Egzotyczne tańce w hotelowym pokoju
Ciągle chcę tańczyć

Zjawiłeś się znikąd
Choć czekałam na ciebie
Nie wiem jak długo będziemy tak śnić
Nie wróżą nam dobrze
Ale od tamtej nocy
Moje sny stały się niesamowicie piękne
O mój boże
Tak wspaniałą czarną perłę
Ktoś położył wczoraj pod moimi drzwiami
Pachnę i płonę
Tańczyć
Tańczyć chcę

Intuicyjnie wiem

Poznam cię dziś
Bez uśmiechu podejdę
I będę udawała tak zupełnie niewinnie
Że nie wiedziałam
Że właśnie dziś
Tutaj
Przy pół pustym stole
Poznam towarzysza smutków
I utrapień
Opowiemy sobie historie o lądach niepodbitych
Razem poszukamy dziewictwa wśród traw
I będziemy chcieli wszystko mieć

Jakby pierwszy raz
Od zawsze
Zima miała być tak piękna
Czy też chcesz się zabawić
W dziecięcą grę w zakochanie?

To nie była miłość kotku

To nie była miłość kotku
Choć zaczyna się podobnie
Było tylko kilka większych szeptów
I ważnych planów
Było kilka bzdur spełnionych
Razem
Nie było siły
Nie było oddania
Tak pięknie można się okłamywać
Kiedy pragnie się bezpieczeństwa
I permanentnego makijażu ust

Inaczej

Przewróciłam się na śniegu
Na twarz upadłam
W locie zasnęłam chyba
Wydaje mi się że nie byłam świadoma że spadam
Dziś mam poobijaną twarz
Odmarznięty nos i rzęsy
Zabierz mnie do domu
Od razu się wyleczę

Zabierz mnie do domu skarbie
Zabierz mnie ze sobą
Inaczej przechodzę ból
I nie lubię się nim afiszować
Inaczej cierpi moja duma
Inaczej czuję
Inaczej odbieram seks
Inaczej okazuję emocje
Tyle o mnie wiesz przecież

Ja was nie chcę!

Patrzą na mnie oczy których nie chcę
O stokroć bardziej wolę głaskanie
Obcego kota
Niż pożądanie niepożądanych
Wolę śmiech do szyby w oknie
Niż ta nadzieja w oku
I radość gdy poznaje moje imię

Ja was nie chcę!

Jeżeli można
To ja poproszę
O inny zestaw oczu
Ale takie niech będą
By odbiły się tam i moje
Nie ma nic piękniejszego
Niż to uczucie podniecenia
Gdy wiem
Że istnieje potencjał
Na najmilszy wieczór od wielu lat

Zaczepiam

Ucieka
Ilekroć czuje
Mnie
Za blisko

Dotykam jego pajęczyny kłamstw
Zwabia się tym drgnięciem
Ale ucieka spłoszony
To tylko moje palce

Ucieka gdy się zbliżam
Jestem chyba strasznym skunksem
Pluję i trzeszczą moje kolana
Zawsze drżą szyby w oknach
Gdy się zbliżam
To zwiastuje często deszcz

Obiecałam sobie wczoraj
Że zamilknę na wieki wieków
Po 5 godzinach zaczepiłam jego pajęczynę
Znowu
Chyba umarł
Jak dobrze

Niepożądany

Ja nie chcę jego głosu na dzień dobry
Nie chcę jego głaskania po plecach
Choć lubię
Nie chcę jego nachalności
Gdy szukam samotności ciemną nocą
Nie chcę jego oddechu na policzku
Nie chcę by widział jaka bezradna jestem dzisiaj

Nie chcę jego smutku
Gdy przekładam spotkanie
Którego nie chcę

Nie chcę jego motylów
Nie zarażają mnie
Nie chcę rozmowy
Choć ciekawa
To nie chcę

I mijają mi dni na udawaniu zajętej
Bo nie chcę jego towarzystwa
Więc po co pozwalam mu być coraz bliżej
Bo nie chcę żyć bez możliwości wyboru
Ani chwili zagubienia nie chcę
Więc jest

Oddam za odrobinę czułości

W zimnym domu moim
Jest miejsce na jedną osobę
Oddam za odrobinę czułości
I ssanie palców dla przyjemności obopólnej
Podzielę się miejscem w łazience
I pozwolę głaskać swojego kota
Oddam kilka opuszczonych wieszaków
I pozwolę naprawić bezsenność z kąta pokoju
Opowie mi na dobranoc
O swoich perwersjach
Opowie o swoich lękach
Opowie o mnie
I nie zadziwi mnie nigdy
Oddam prawie za darmo
Za jeden niesfałszowany
Uśmiech na lewej piersi

Samotność

Na miliony małych marzeń rozbił moją głowę
Dotąd siedział taki spokojny
A teraz jest i płacz tłumiony w głosie
I śmiech w drżeniu rąk
Nie pokażę przecież jak bardzo boli
Myśl o zimnej pościeli
I ten nieśmiertelny towarzysz
Dym nikotynowy

Okręt

Bo we mnie dziś widzisz tylko
Namiętność i rozczarowanie
Miałam być okrętem
Co na mieliźnie osiada
I nikt nie chce już go ruszyć
Tak piękne mam żagle
I lubię wiatr czuć w nich
Znikałam gdy spał
Lubię wypływać w nieznane
I łączyć w sobie i ból i strach
Podbijali mnie piraci
Gubiłam się czasem także
Nie lubię żadnych map
I choć mówili mu
Że będę pływać
Wierzył że osiądę
Stanę się figurką
Na biurku mnie tylko położyć
W butelkę nabić
Zabić

Dziś ginę od uderzenia szampana w kadłub
Gdy wyruszam w nowy rejs
Nie wiem ciągle w którą stronę
Tylko czuję
Muszę płynąć
Dalej

Brakuje mi czułości

Tak bardzo brakuje mi czułości
Między szarymi kamienicami
W pościelach kochanków brakuje mi jej też
I gładzenia po plecach
Brakuje mi

Brakuje mi uśmiechu
Co wyciąga z głębi miłe wspomnienia
Zza parawanu zubożałych emocji
Wyglądam niepewne
Czy to się kiedyś skończy?

Brakuje mi dobrowolnego
Chwytania za rękę
Nie lubię się prosić
Brakuje mi czułości
Brakuje mi pocałunków za obecność
Pocałunków za nicość

Brakuje mi
Przyciągania na siłę
Zawsze wybłagane
Jak cicha myszka chcę czasem siedzieć
I ściągać z torsu
Zapach potu i perfum
Brakuje mi czułości

Lepiej śpijmy dalej

Pojawiasz się znowu
Jak śnieg na policzku
Obiecujesz wieczność
W słodkim frustracyjnym czekaniu
Na chwilę przyjemności
Obiecujesz zimne noce bez siebie
Obiecujesz spełnianie perwersyjnych marzeń
A ja tak cierpię
Gdy pomyślę ile nas dzieli
I jak bardzo źle że cię poznałam
I jak bardzo idiotyczne są te nieporządne myśli
Gdy usypiam świadomość
I pozwalam sobie tęsknić za tobą
Choć żadna realna część ciebie
Nie pokrywa się z moją
Dwie bajki skarbie
To nie twój pocałunek miał mnie obudzić
Lepiej pójdę dalej spać…

Nie lubię zimy

Bałeś się moich westchnień
Które
Myślałeś
Więcej znaczą niż
Niejedno słowo
Bałeś się moich myśli
Co wiążą jak ciernie
Czy naprawdę jesteś tak bardzo zależny ode mnie?

Bałeś się emocji
Jakich nikt w tobie dawno nie wskrzesił
Bałeś się wielkości
Jakich nie zaznałeś jeszcze
Bałeś się że tak naprawdę nic
Nie zrobisz by obronić się przede mną
Zniknąłeś

A siedzę jak ta wariatka
Znowu
I męczę się z własnym
Strachem
Przed chwilą ciszy
Nie lubię zimy