czwartek, 31 marca 2011

Tępo napisać "tępo życia".

Miesiąc wielkich emocji, decyzji, zmian życiowych. Od periodycznych depresji do pożądanych i nieśmiałych euforii. Dziękuję w tym miejscu wszystkim, którzy w ostatnim czasie przyczynili się do tych miłych chwil w moich życiu :) Są tego świadomi, widzieli niekłamaną radość w moim oku. Tutaj gryzę się w język, gdyż jednak nie wszystkich stać na empatię. Ba! Niektórym to nawet przeszkadza, ale w końcu miałam ugryźć się w język...

Od góry najstarsze, niżej nowsze, standardowo w końcu. Powiedz Z. (tutaj będę Cię tak zawsze nazywała), czy można powiedzieć, że stara-ja wraca, patrząc na nowsze? Równie standardowo czekam na mail'a od Ciebie z odpowiedzią ;)

Wrrr... utknął mi w głowie tamten błąd ortograficzny. Przerażające, biorąc pod uwagę fakt, co chcę robić... wnet! A trenowanie korekty zacznę chyba... od swojego bloga.

Jest pozytywnie. Ostatnio nawet aż za ;)

I nie zrozumie mnie nikt

Znowu mnie nabrałeś
I już nie cieszą mnie ulubione piosenki
Znowu za dużo chciałam
Chcąc cię na chwilę dla siebie

I nie zrozumie mnie nikt
Kto nie kochał jak idiota
Jak ja

I nie zrozumie mnie nikt
Kto w życiu tak po prostu za darmo
Mógł być szczęśliwy

Nieudolny kłamco

Nakreślone kontury ogólników
Które smyrały twe pięty
Lub skronie kolegi
Podajesz mi z własną sygnaturą
Chwilę zabiera mi dojście
Ile w tym życia
A ile twojej wyobraźni
Co mam ubrać na spotkanie
Z twoimi opowiadaniami?
Włożyć w oczy strach
Czy nie malować go na twarzy
A może dziś nie chcesz mnie bez makijażu?
A może dziś potrzebujesz wymalowanej lalki?

Tańczę jak mi zagrasz
Bo w tańcu cię przyciągam
Zabijam dystanse
Choć ciężko udawać że się umie tańczyć
Ale twoja duma nieudolnego kłamcy
Musi być nakarmiona
Bo lubię twoje prezenty

Kolorowe ramki

Wiem że to brzydkie
Co z ust moich wychodzi
Wiem że to wstrętne
Co ręce moje czynią
Nic co ludzkie nie jest nam obce
Nieludzkość jest taka dzisiejsza
Jak przezroczystość
I nadmiar kolorów
Akceptacja każdego fetyszu
Wystarczy tylko ładnie oprawić w ramkę
Tolerancja każdej nowej idei
To znak że organizmowi wydaje się
Że żyje
Zagubieni w codziennych głupstwach
Wyłamujemy się na krótkie momenty
Z systemowych schematów
Ja wychodzę z tej karuzeli złudzeń
I będę robić brzydkie rzeczy
Przecież wybaczycie mi
Któż lepiej niż ja
Potrafi tak zgrabnie upychać
Życie w kolorowe ramki
Podając w uśmiechem do konsumpcji

Step by step

Nie ma odwrotu przed pierwszym krokiem
Mogę po prostu nie iść dalej
I co zrobię?
Uschnę z nieróbstwa
Czy lepiej gdy wypalę się w biegu
A może
Jeśli obniżę wymagania co do
Mojego idealnego życia
Jakie chcę mieć
Umrę z nieróbstwa
Lub zginę z szarości?

Z utęsknieniem czekam

Z utęsknieniem czekam
Na kolejną bajkę
Lubię do snu tak
Całodobowe sny

Z utęsknieniem czekam
Na informację że oddychasz
Może dla innej tak płoniesz teraz
Ale w końcu gdy nie widzą
To ja zabieram ci ostatnie tchnienie
Ręką nie pozwalając zasnąć

Z utęsknieniem czekam
Na tak bardzo motywujące
I jednocześnie pozbywające sił
Doprowadzające do łez
I nienawiści

Mój mały sekret
Dzięki któremu
Tak bardzo cię wciąż chcę

Nasza książka

A może powinnam zamknąć w końcu
Nasz rozdział
Jak zamyka się nudne książki
Które nie chce już się czytać
Niezmiernie niezmiennie
Ciekawi mnie
To zakończenie
Choć póki co przypominamy
Podrzędną komedię
Z której śmieje się głupek
Czy tylko schizofrenik może
Nas zrozumieć?

Wypaliłam się

Wypaliłam się
W życiu swoim
Wypaliłam się i szukam powodu
Żeby nie ugasić siebie
Pod strumieniem wody
Z kuchennego kranu

Wypaliłam się z marzeń
Nie rozumiem swoich decyzji
Udaję silną
Gubiąc łzy w futrze kota
I nie potrzebuję pomocy
Wcale

Wypaliłam się mocniej
Niż myślisz
Niż widzisz
Niż możesz pojąć
To dziś takie smutne
Nie chce mi się biec
Choć znam stawkę
Nie chce mi się nic
Może potrzebuję nieco więcej
Snu i
Witaminy C

Just fun

Mistrz mój zaprzeszły
Intelektualny
Pod bluzkę moją ręce pcha
Nienachalnie
Zgrabnie i z wyczuciem
Bo przecież zna mnie
Dotyka mojego serca
To działa na mnie

Tonę w poczuciu
Bezinteresowności
A gdy mnie trzyma w pół
Wiem nie pieprzę nosem
W trawę złudzeń
Wy życzliwi
Którzy tak strasznie
Się nie cieszycie
Że się uśmiechamy do siebie
Nie hodujcie już trawy
My tak dla zabawy

Rywalizacja

No przecież wiem
Że nie ma lepszego
Materiału na dzień
Niż wypociny spod palca twojego
Środkowego
Wypełzające

No przecież nie mam się
Nigdy lepiej
I nigdy gorzej
Ba!
Jakby moje życie
Śmiało rywalizować
Z twoją wyobraźnią?

No widzisz skarbie
A jednak da się

Zawodowo

Bo nie o to chodzi
By sypać piaskiem w oczy
Kłuć brodawki i lędźwie
Zawsze i wszędzie
Z wyczekiwanego zaskoczenia
Kopać łydki
Od tyłu brać się
Za nadgarstki
I wykręcać je
Ściągać w dół
Robić to w domu
I na wakacjach
Kupując nowe buty
I myjąc samochód służbowy
Nie o to chodzi
Mi

Może gdy w końcu
Stracisz pod stopami wszystko
Co stało sztywno
Zauważysz że sam to
Rozgrzebałeś
No tak
Pomogły szpilki żony

Maski

Kreujemy nową
Postać
W zanadrzu mamy ich już
Paręnaście
W zależności kto pyta

Ponieważ przyzwyczajenia
To najwstrętniejsze ze wszystkich
Zestawów cech gotowych
Do użycia
Ignorowane mogą
Zniweczyć żmudne
Procesy tworzenia
Nowych postaci
Obnażając prawdziwe imię

Ale przecież wiesz to
I ja wiem
I ten obok
I ten sprzed godziny też wie
A mimo wszystko
Z identycznym egocentryzmem
Jak zaprogramowane zabaweczki
Odtwarzacie te same idiotyczne
Sekwencje w codzienności
Co zmusza was do wykonania
Powtórzenia całego procesu

Nie
Tutaj nie będzie puenty

Nie ma dwóch końców

Pociągnij za sznurek
Lecz pierw się upewnij
Że znasz jego końce
Bo to mit
Że ma dwa

A później patrz
Jak klęka ziemia
Jeśli przeraża cię ten widok
Nie wywołuj wilka
Sowa nie bez przyczyny
Woli mieszkać w lesie