poniedziałek, 11 maja 2009

Czy każdy blogowicz jest ekshibicjonistą?

Ponoć nie. Tak czytałam. Ja się powoli oduczam, jednocześnie przejmując z powietrza nawyk pisania bo mi się wydaje, bo gdzieś widziałam, choć nie moje. Kontrowersji wzbudza trochę, kilka z tych bzdur tutaj, ale prawda jest taka, że na logikę odsłaniać zakazanego nie będę, więc skoro odsłaniam, to nie moje.
Chciałam się tylko wytłumaczyć.

A poza tym witam wszystkich nowych podglądaczy na tym blogu, miło mi ;) I dzięki wszystkim za dodanie mojego bloga do ulubionych. Nie sądziłam, ze ktoś poza mną i kilkoma ciekawskimi to czyta, ale miło mi doprawdy.

A dziś się chwalę tym, co za miesiąc mieć będę, a przygotuję(jemy) się do tego od kilku tygodni. Wypali? Musi. Trzy osoby nad tym pracują. Po dzisiaj to już w ogóle jestem pełna optymizmu i... jak dodam linka za miesiąc, to może części opadnie w końcu na dobre kopara ;)
Miłego.

Egoistka

Bądź bardziej srogi
Bo ja się nie boję
I za bardzo kocham siebie
By rano z łóżka wstać
I pobiec po energię dla ciebie
Wyrzekam się że jutro to zmienię
Czy ty naprawdę wierzysz że nie mam w sobie energii
I z pustego nie naleję?
Ja sobie nie wierzę

Bądź bardziej stanowczy
Tak bym wiedziała że termin goni termin
I zapchaj mi nimi grafik
Wiem że wieczorem padnę na twoje kolana i energii
Nie będzie by się podnieść i wygodniej ułożyć
Ale co za różnica
Skoro teraz ty tak padasz?
Weź ze mnie więcej
Niż jesteś w stanie sobie wyobrazić
Wtedy może w połowie będę tak dobra jak myślę
Że jestem

Bądź częściej
Możesz zarazić mnie rozkładem na progu
Możesz mnie zarazić ziewaniem przez sen
Możesz mnie zarazić depresyjnym lękiem
Tylko bądź częściej
Bo teraz przez to że tak kocham siebie
Nie mam Cię prawie wcale
Ale mimo wszystko nie czuję się
Egoistką

ŁYK SZCZĘŚCIA

Choć czuję że złapałam w garść wodę
I nie przecieka nic
To nadal modlę się
O deszcz złoty co będzie ratunkiem zawsze
Ilekroć kropla uroni się spod skrzywionych palców

Modlę się o cud
Choć Cud już nastał
I ja śpiewam o nim że tak niesamowity
I pyszna nawet jestem
Euforia rozsadza wszystko we mnie
Kurczowo trzymam tę garść wody
Taki mały psikus

Modlę się o dobrobyt
Zachłanna nie jestem
Wiem kiedy przestać
A z wody w garści napoić jestem w stanie
Cały świat
Dziś euforyczny taniec przedstawiam
Na śląskim Broadwayu
Czmychając w tanich szpilkach przez główną ulicę
Oni jeszcze nie wiedzą
I nigdy nie będą wiedzieć zapewne
Jak dobro upoiło mnie tym kwietnym popołudniem
Czuję że złapałam źródło życia
Między palcami wiruje mój przyjaciel
Modliłam się może ze dwa razy
Czy czegoś więcej dziś trzeba?

DG

Patrzę na to jak na obce jakieś przedstawienie
Co się wydarzy kiedyś
Może
Być może
Za rok
Pod koniec życia
Nie mojego
Zapewne


Patrzę na to i przemyka co prawda
Moja twarz radosna przez kadr
Ale to takie odległe ciągle
Gdzie tu się ostrość reguluje?

Patrzę i widzę Ciebie
Jak obok mnie stoisz
Ja pachnę
A ty nie jesteś na mnie już w ogóle zły
Bo teraz pachnieć mogę
Mamy co chcemy
Zdobyte
Zdobyłam!
Zdobyliśmy!
Patrzę

Patrzę i oczy przecieram
To blisko tak
Nie za rok i nawet w moim życiu
Za miesiąc najdalej
Może jutro
Za pięć minut

Ile czasu przepuściłam
Całą wieczność
Myśląc że większość ciągle przede mną
Choć mam dwadzieścia lat
W tej wizji widzę
Że zdobyłam
Że wygrałam
Kochanie
To już za moment
Nie spóźnię się
To już za chwilę przecież
Ja już jestem gotowa

Dawny

Mnóstwo tam sprzeczności
A dwulicowość kobiet wylewa się oknami
Choć tylko jedna tam została

Mnóstwo gniewu jak para się unosi
Pod sufitem bryluje jak stary towarzysz
I co chwila popchnie kogoś na kogoś i na coś
I kpi sobie że tak łatwo dają się mu prowadzić

Widziałam go wczoraj
I powiedziałam mu
„Nie podchodź do mnie
Bo gniewu już nie lubię
Rozpoznaję tam kilka swoich małych żołnierzy
Silni i chytrzy byli swego czasu
Ale opuszczając te mury
Postanowiłam porzucić wszystkie złe nawyki
Bo to nie dawało mi możliwości
Łapania słońca w szczeliny rzęs
A na szczęścia znalazł się człowiek
Który nauczył mnie tego
I teraz wracam tutaj i chcę ich tego też nauczyć”

Zaśmiał się Gniew złośliwie i szepnął
„Powodzenia
Daję ci trzy dni”

Chciałam wyjść już pierwszego
Po godzinie miałam dosyć
Ale dotrwałam do końca
Morału nie wyciągnęłam
Papierosa zapaliłam
„Nie mam sił, weź ich sobie”
Powiedziałam i chyba płakać mi się chciało
Bo tyle się pozmieniało od tego samotnego roku
A on do mnie „Sami przyjdą”

Do dziś mam nadzieję

Dwa światy

To są dwa różne światy
Dziś pojąć nie umiem jak mogłam kiedyś
Żyć w nich na zmianę

To są dwa światy tak bardzo różne
Jak noc i dzień
Choć w dniu i w nocy dobre chwile znajdę
To tutaj ciemna noc jest czasem w otępieniu i gniewie
A dzień wita mnie z uśmiechem i pyta „Co u Ciebie?”
Głaskając po głowie
Jak mogłam tam żyć?
Ja nie wiem

To są światy dwa różne
Ten jeden obcy mi jest dziś tak bardzo
i boję się myśleć
gdybym mój dzień runął nagle
ile byłabym w stanie zrobić
by nie musieć tam wracać
noc chłodniejsza niż ta którą znasz

Tak przygnębia mnie świat ten zły
I tyle bym zmienić w nim chciała na lepsze
By bardziej przypominał mój
Idealny tak
Ale brak mu elastyczności i zmieniać się nie chce
Powiedział „Chcę być zły bo tylko wtedy czuję się swój i zawsze taki byłem”
Zawsze
No tak
A jak mogłam ja głupia tego nie zauważyć

Zdziwiła mnie ta rozmowa ze światem
Że tak łatwo się przyzwyczajamy

„Pod koniec świata tez będziesz zły?
Bo widzisz ja się boję że do końca świata
To za mało czasu bym mogła się moim światem nacieszyć”
Powiedziałam mu a ten zły mi warknął:
„Do końca świata to tutaj już nikogo nie będzie
Więc czym się martwisz?”

Biegnę

Już wyszłam z szeregu
Ale każdy widzi to inaczej
Niektórzy nie chcą widzieć
Jeszcze się zatrzęsie i niebo
I ziemia
Piękny będzie ten nasz Świat

Już stoję przed kilkoma
Do wielu mam daleko
Ale ktoś powiedział mi jak biec
Czy nie skorzystam?

W każdy chwili mogę do rzędu wyrównać
Ale jaki sens miałaby taka gra
Gramy o marzenia
Więc tutaj nie ma limitu dnia
I nie ma sensu wracać do umasowienia

Wczoraj powiedziałam matce
Że wyjeżdżam
Że będę przed większością i że trochę się boję
Bo to bieg i duszności można złapać
Ale to są marzenia
I tu jak dziecko trzeba
A tak niedawno jeszcze przecież nim byłam

Ja już wyszłam z szeregu
Choć jeszcze nie każdy wie
Ale ja nie wrócę
No chyba że powiedzą mi że bardzo źle biegnę
Ale czy to możliwe?

Strach

Zobacz jak się boję
Chyba znów uciekam
Choć w ucieczkach tych lgnę w przód
Ku spełnieniu naszej idei
Ale boję się
Tak zupełnie po ludzku
Jak tchórz

Spójrz na moje ręce
Drżą i marzną w tej przestrzeni
Gdy głuchy czas kradnie Cię co ranek
Do wieczora
Okrutne te życie
Okropne