poniedziałek, 11 maja 2009

Dawny

Mnóstwo tam sprzeczności
A dwulicowość kobiet wylewa się oknami
Choć tylko jedna tam została

Mnóstwo gniewu jak para się unosi
Pod sufitem bryluje jak stary towarzysz
I co chwila popchnie kogoś na kogoś i na coś
I kpi sobie że tak łatwo dają się mu prowadzić

Widziałam go wczoraj
I powiedziałam mu
„Nie podchodź do mnie
Bo gniewu już nie lubię
Rozpoznaję tam kilka swoich małych żołnierzy
Silni i chytrzy byli swego czasu
Ale opuszczając te mury
Postanowiłam porzucić wszystkie złe nawyki
Bo to nie dawało mi możliwości
Łapania słońca w szczeliny rzęs
A na szczęścia znalazł się człowiek
Który nauczył mnie tego
I teraz wracam tutaj i chcę ich tego też nauczyć”

Zaśmiał się Gniew złośliwie i szepnął
„Powodzenia
Daję ci trzy dni”

Chciałam wyjść już pierwszego
Po godzinie miałam dosyć
Ale dotrwałam do końca
Morału nie wyciągnęłam
Papierosa zapaliłam
„Nie mam sił, weź ich sobie”
Powiedziałam i chyba płakać mi się chciało
Bo tyle się pozmieniało od tego samotnego roku
A on do mnie „Sami przyjdą”

Do dziś mam nadzieję

Brak komentarzy: