niedziela, 22 maja 2011

Sprawca motyli

Dawno nie miałam tak pozytywnych zmian. Ile? 4 lata?
Strach i optymizm dziś mi towarzyszą. W stosunku 1:20.

I proszę jak jedna decyzja pociąga za sobą cały szereg zmian, o których mogło nam się nawet nie śnić. Ok - ja marzyłam o nich. Nieśmiało. Ale wtedy ciężko było na optymizm.
Słowa Z.: "Dawno nie widziałem cię takiej szczęśliwej".

Ja siebie też.

Permanentny uśmiech

Mięknę gdy patrzy na mnie
Pali w podbrzuszu
Wiruje w głowie
A moja twarz jest taka nudna
Nie ma na niej nic
Prócz uśmiechu

To takie proste

Świat spychał mnie w niewłaściwe miejsca
Wirowałam
Biegłam
Przewracałam się na zakrętach
I nie było nic
Tak myślałam
Co mogłoby mnie podnieść

A teraz patrzę na nas
I dziwię się jakie to proste
I dziwię się jak długo spałam
I dziwię się niezmiernie wszystkiemu

I zabrałabym cię ze sobą wszędzie
Chcesz przecież

Fabryka szczęścia

Niespodziewanie zawitała we mnie
Nawet nie zapukała
Nie pytała czy chcę
Porwała mnie
Upiła sobą
I tańczę
Otulam się ukochanym zapachem
Łapczywie Cię jedząc
Nie mogąc się nasycić
Nie chcąc spać
Nie chcąc tracić Cię z oczu
Jesteś moją fabryką szczęścia

Na bruk

Wyrzuciłam go na bruk
Strąciłam z tronu
Który bezczelnie i bezpodstawnie zajmował
Gdy spadał
Chciał mnie zmieszać z…
I to nie było błoto
Wyrzuciłam go na bruk
Cieszą się że dorosłam
Wyrzuciłam go na bruk
Naprawdę to zrobiłam

Wysiadam

Mam to gdzieś
Czy cierpisz
Ilość twoich łez
Jest niczym do ilości moich
Konałam
A ty pchałeś macki pod moją koszulkę
Potrzebowałam ramienia
A ty zachwycałeś się kształtem moich ust
Więc wybacz że dziś
Nawet się trochę cieszę
Gdy wpadasz w te swoje stany histerii
Dobijamy do brzegu
Wysiadam

wtorek, 3 maja 2011

Lukrowany domek

Na szybko, chaotycznie. Ostra selekcja i cenzura, połowa poszła "pod delete".
W sumie wszystko ostatnio u mnie jest na szybko, ale nawet nie aż tak chaotycznie. Jakieś kroki w przód, grunt, że nie stoję.

Dziękuję Z. za komentarz, a właściwie przepiękny wiersz o naszej przyjaźni :) Dobrze jest mieć takiego Z. :) Zwłaszcza, gdy jest się K. o nadmiarze emocji i tożsamości...

Świat wygląda zabawnie, gdy wrzuca się do jednego wora za dużo ważnych osób i trzeba się uśmiechać przez zaciśnięte zęby.
Ale nie narzekam. Zaczyna mi się podobać wszystko. Nawet wtedy, gdy nie wiem na czym stoję i po jaką cholerę. Doceniam. Się nauczyłam ;)
Albo znowu ta rozentuzjazmowana moja część się wybija do przodu, bo jakoś tak i dla niektórych innych jestem milsza...

...i nie mam "wyrzutków sumienia" (rozbawiło mnie to hasło, musiałam ;)

Wcale nie o kwiatach

Kwiaty na parapecie
Więdną niedopieszczone
Gdy nikt ich nie podziwia
Po cichu płaczą
Brudząc parapet

Zbieram okruchy piękna
Strasząc czarnym workiem
Sama będąc sobie winna
Gdy znikam na tygodnie

One więcej nie mogą
Muszą tracić jędrność
Ich płatki

Wczoraj gdy zgasło słońce
Pogrzebałam je w zsypie
Jutro znów wyjdę na te tygodnie
Nie prędko mi do usadzenia w wazonie

Widzę choć nie chcę

I tak
Frustruje mnie własna wyobraźnia
Bo niestety potrafię sobie wyobrazić
Obce ciało w twoich rękach

Włosy stają
Na kolanach
Podnosząc mnie o kilka centymetrów

Ja nie chcę tego oglądać
Gdy nie widzę

Ogolę nogi
Po co ci ta satysfakcja

Ona i On

Dwoje samotnych leży bezwiednie
Zaprzestali szukać
Myślałam że chcą czegoś
Bo w końcu na wyciągnięcie ręki
Leżą
Cóż
To nie ze sobą pobawią się w króla i królową

O d.

To trwa z przerwami już z rok
I chciałabym zobaczyć w końcu
To obłudne oblicze
Które tak trapi

Dziś marzeniem jedynym
Jest nie pojawić się nigdy
Cóż
Za późno
Jestem i szukam
Nie szukając
Jestem i trwam
Bezwiednie
W samotności pragnę twarzy
Widząc je chcę zamknąć oczy
Marzę o dotyku zimną nocą
A gdy mogę dotknąć nie chcę
Unikam wymian spojrzeń
A kiedyś uwielbiałam je gonić

To trwa z przerwami już z rok
Za długo jak na nieproszonego
I sama nie wiem kto tę cholerę
Mi przyniósł

Coś więcej niż widzi wyobraźnia

To nie wygląda
Ale jak pachnie pięknie
Aromat uwodzenia
Który otwiera ramiona

Zgaś światło nim wejdziesz
Po co mają patrzeć
Nie przypominamy zwykłej
Opowiastki dla mas