Złośliwość naszych wiernych towarzyszów
Kontrowersyjnych rozmów
Jest odczuwalna przez foliowy woreczek
Na głowie
Abstynenci miłości
Nie wierzą w nas
Jesteśmy jak bajka dla dzieci
Które nie chcą słuchać słodkich słów
Na dobranoc
Złośliwość kochanków
Przeplata się z krzykiem
Czy też to widzisz?
Na pustym polu tańczą z własnymi kompleksami
A taniec ten ani nie pobudza
Ani nie pozwala zasnąć
Ciągle nie chcą słuchać naszych opowieści
I nikt nie wierzy w bezinteresowność
Naszej relacji
Tę banalną romantyczność
Sama nie wierzyłam aż do dnia
Gdy pozwoliłeś mi spotkać siebie
I wlałeś we mnie
Nieznaną mi dotąd wielkość
Od tej pory bardziej niż kiedykolwiek
Prowadzę zimną wojnę w uprzedzeniami
Już nie chcę mówić im o tobie
Jak piękną wielkość we mnie zrodziłeś
Jak cudownie się czuję
Uodparniam się na ich złośliwości
I nic nikomu nie chcę nigdy udowadniać
Przecież nie wyjmę serca
By je rozkroić kuchennym nożem
I pozwolić oglądać każdą tętnicę
Czy złota czy plastikowa
Czy prawdziwa
Czy prowizoryczna
Ich Złośliwość znajdzie zapewne jakiś codzienny
Trudno zauważalny mankament
Przecież nie jesteśmy idealni
Czy znalazłabym coś w was?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz