niedziela, 2 lipca 2017

Witajcie ponownie!

Witam wszystkich nowych i przede wszystkim starych czytelników, którym od dawna (po reaktywacji) obiecywałam napływ nowości. Nowości na blogu to zlepek z tych blisko 3 lat.

Ok, bardzo nudny i formalny wstęp jak na mnie...

Co u mnie? pozytywnie ;) choć to, co przeczytacie poniżej może dawać różne emocje, ale nie sugerujcie się ;) Obecny rok, a raczej właśnie mijające półrocze przyniosło mi wiele zmian, nie zawsze było łatwo - zwłaszcza pogodzenia nowych ról z obecnymi po blisko 5 latach - daję radę łatwo nie było i nie jest, ale - przecież lubię wyzwania i zawsze wolałam mieć pod górkę ;)

Ponadto dość ambitnie, jeśli mój słomiany zapał wypalił się doszczętnie i zbudował się na tym taki zapał na 100%, to świetnie! Mam w planach kilka super projektów, a piszę tu o tym tylko dlatego, by samą siebie zmotywować... (czyżbym sama sobie nie wierzyła?!)
I co ważne, co mi pomaga:  nawet gdy robimy jeden krok w tył, to tylko po to, by wziąć większy rozbieg :) Przynajmniej w kwestii wagi się zgadza, kobiety cos o tym wiedzą ;)

Miłego czytania i domyślania się, co autor miał na myśli :)



Szukam cię

Szukam twoich rąk w pustym pokoju,
szukam dotyku, którego nie znam właściwie,
tak wiele wiem, a nie wiem nic,
więc szukam.

Gdybym znała wszystko,
nie szukałabym wcale.

A ja ciągle z tym błagalnym wzrokiem
wodzę za tobą,
spłoszona chwila, gdy spotkamy się,
a chyba nie mieliśmy.

Nie wiem co pięknego jest w nas,
ale szukam tego piękna
i chcę je pieścić,
chcę je smakować,
chcę je poznać.

Nawet gdy wiem, jak bajeczne jest,
a przecież bajki są dla dzieci
i na nich nic dorosłego nie zbudujemy.
Szukam cię wszędzie poza ta słodyczą,
by cię zobaczyć takiego, jak się wykreowałeś

i by cię poznać takiego, jaki jesteś.

Złudzenie

Zbudować dom na jednej cegle,
jesienią obudzić się bez dachu nad głową.
Marznąc zimą, marzyć o wiośnie,
nie rozumiejąc siebie,
znając tak dobrze momenty,
odtwarzane setki razy w pamięci,
gdy się wywróciło.
Gdybym wiedziała, siadłabym lub podskoczyła
przynajmniej.
Ale cóż... trzeba było przyryć brodą o błoto
kilka razy.

Ale dziś,
ten dzień się nie odznacza niczym szczególnym,
milczymy w codzienności,

znużeni napływem wczorajszej gorączki.

Nigdy nie byłeś idealnym wypełnieniem mojego kształtu

Tak łatwo zakochać się w kształcie
swoich własnych wyobrażeń.
Nigdy chyba nie byłes idealnym
wypełnieniem mojego kształtu,
właśnie teraz to czuję,
gdy męczę się w tym chorym układzie.

Nigdy nie byłeś idealnym wypełnieniem
mojego kształtu,
może za bardzo brodzę w marzeniach
ale może lepiej je mieć
niż męczyć się, nie znając swojego celu.

Nigdy nie byłeś idealnym wypełnieniem
mojego kształtu,
też to czujesz i dlatego

tak ciężko ci dziś rozumieć mnie.

Najlepiej gramy solo

On na pewno śpiewa o miłości,
choć nie znam jego języka.
Tak tonę w jego głosie,
choć odpycha mnie cały,
cóż, tworzy jak nikt,
mógłby stworzyć nas.
Tak jeszcze raz nas stworzyć,
byliśmy tak pięknie zgrani,
jak każdy dźwięk w jego piosence.
Pasowalibyśmy do siebie
i oddzielnie nie stanowilibyśmy nic,
a dziś nasze instrumenty
perfekcyjnie działają bez siebie
i nawet nie muszą się widzieć,
by brzmieć jak nigdy dotąd.
Choć to pieśń żałosna,
gramy najpiękniej solo jak umiemy.
On by nas zespolił,
zapętlił w jakiejś melodii
i gralibyśmy do kresu swoich sił,
a dziś brakuje nam sił by

cokolwiek zagrać razem.

Taka różnica

Taka żałość w sercu,
nie ma lizania,
nie ma pocałunków,
nie ma ruchów frykcyjnych,
nie ma rozmowy,
ot cały ty.

Taka żałość w sercu,
nie będzie lizania,
nie będzie pocałunków,
nie będzie ruchów frykcyjnych,
ewentualnie możemy porozmawiać,

ot cała ja.

Ciężko w to uwierzyć dziś

To nie skończyło się,
po prostu zamarło
w jakimś punkcie
na nieznajomej mapie życia.

Szukam tego,
bo chcę naprawić usterkę,
ale ty siedzisz z przyklejonym smartem w ręce
i udajesz, że przezywasz życiową szansę,
grając w poka na mojej debit card.

Czemu, jak, kiedy, gdzie, jak długo...
tyle pytań bez odpowiedzi.
Gdybyś chociaż miał kochankę,
mogłabym pierdolnąć wszystkim
i pójść w zasłużoną odstawkę,
ale nie mam podstaw ponoć.

To nie skończyło się przecież.
Czytałam dziś moje wiersze z naszego początku.
Tak pięknie myślałam o nas,
aż ciężko mi dziś uwierzyć.

Wierzysz?!

Kim jesteśmy bez miłości?

Bez miłości jesteśmy tylko
parą bez pary.
Bez miłości jesteśmy tylko
jałowym tworem do realizacji życia
według przyjętych większością głosów
priorytetów.

Bez miłości jesteśmy tylko
taką dwójką, co pcha wspólny wózek
ze wspólnym celem konsumpcyjnym
w pobliskim supermarkecie.
Ot, jedna lodówka.

Bez miłości jesteśmy tylko
suchym konturem mamy i taty.
Brak tych soków, co tryskają z radości.


Bez miłości jakoś jesteśmy ciągle.

Pękło szkło

Gdy trzaskał moje szklanki
śmiejąc mi się w twarz,
przy pierwszej było mi ich żal.
Przy drugiej było mi go żal.

Przy trzeciej sama jestem żalem.  

Pesymistycznie

Gdybyśmy mogli zacząć jeszcze raz,
znając koniec,
zacząłbyś?

Dokładnie wiem, w którym momencie
bym wyszła
bezpowrotnie.

Koniec aktu.

A chciałam się rozpisać...

Czarno-białą mnie chce

W tym wszystkim widzę dziś natłok
ludzkich złudzeń i oczekiwań,
nawet własnych,
niż realnych możliwości.
Mogę bić się sama z sobą,
taka mądra i głupia zarazem,
ale po co?
Nie zmądrzeję od tego, zgłupieję szybciej.

W tym wszystkim nie ma przyszłości
w kolorowych barwach,
a czy nie do takich dążymy?
Ujednolicić by chciał,
czarno-białą mnie mieć,

jak zdjęcia tych, co odeszli.

Plama na podłodze

Ta plama na podłodze
była tu od początku.
Już pierwszego dnia,
gdy tu weszłam,
widziałam ją,
ale mi nie przeszkadzała.

Kiedy postanowiliśmy przemeblować nieco,
zmienić przestrzeń,
okazało się, że pod meblami,
które dotychczas stały zamarłe,
jest więcej plam.

Teraz podłoga wygląda wstrętnie.
Szorowałam już wszystkim,
i chyba przez to wybrzuszyła się gdzieniegdzie.
Tyle razy przewróciłam się już przez tę cholerną podłogę.

Mam wrażenie, że ją to bawi
i specjalnie czasem robi się śliska,
lubi, gdy się wywracam.

Już nie mam pojęcia, jak ją wyczyścić i jak ją naprawić.  

Nie pozwalasz mi trzeźwo myśleć

Mogłabym,
oj jak bardzo nie mogłabym,
a chciałabym,
tak bezwstydnie chciałabym.

Zrobiłabym,
oj jak źle mogłabym zrobić.
Czy jest zło
w obliczu tak wielkiej pozytywnej chwili?

Zgubiłabym,
oj jak bardzo już zgubiłam,
swój zdrowy rozsądek,
bo przecież był tu chwilę temu.

Był.
Całkiem zdrowy.

Bez ciebie całkiem zdrowy był niedawno.

Czy to na przekór?

Przepraszam,
jeśli nie jestem za bardzo lub za mało.
Przepraszam,
jeśli nie jestem tam, gdzie trzeba
lub jestem tam, gdzie jestem niepotrzebna.

Wybacz,
jeśli znowu nie czytam,
co pod twym czołem maluje się
w moje słoneczne dni,
a tobie tak kapie z nosa.

Wybacz jeśli znowu jestem,
a miało mnie nie być.
Bardziej wolałabym nie być tam
gdzie chciałbyś mnie zobaczyć,
przynajmniej poznałbyś smak tęsknoty.
Ponoć tak to działa.

To zupełnie jakby
życie robiło nam na przekór,
jakby chciało nam coś udowodnić.
Że jestem,
a nie powinnam.
Ze jesteśmy,

ale w sumie to po co?

Priorytet, jakież to trudne

W tej stagnacji,
czyli ponoć dobrym czasie,
gubię się.

Co powinno byc priorytetem
i dlaczego priorytety mi się zmieniają?
Dlaczego dziś moje mysli sprzed lat
nie są dla mnie modne?
Gdyby nie czarne na białym nie uwierzyłabym,
że to byłam ja.

Gdyby nie przysięgi i świadkowie,
mogłabym się wyprzeć.
Gdyby nie zdjęcia i filmy,
mogłabym odtworzyć to inaczej.

Co się stało z tym wszystkim?
Gdzie jest i czym jest
ten cholerny priorytet,

którego tak pożądam?

Kolorowałabym

Wyidealizowany obrazek
to najpiękniejsze złudzenie rzeczywistości
jakie można mieć
i chyba pełnia szczęścia,
bo szczęście w całej okazałości nie jest nigdy
tak piękne
jak to, co można sobie narysować.

Kolorowałabym więcej.

Narysuj.


Mogę pożyczyć kolorowanki, ty nie pożyczaj.

Misiu-pysiu puk-puk

Misiu-pysiu,
słodkości ty moje,
miodem uszy mi wypełniasz,
miodem oczy mi smarujesz.
Gdybym ja cie nie znała,
uwierzyłabym.

Misiu-pysiu,
misiaczku kochany,
bez podtekstów,
tak mowisz.
To czemu znikasz,
choc jesteś,
choć jestem.
Czemu milniesz,
gdy ja się nie mogę zamknąć,
pełna emocji
i zwykłej potrzeby dzielenia się
nimi.
Cisza, nieobecność przy obecności.

Misiu-pysiu,
nie mówię tak do ciebie w ogóle.
Puk-puk.

Kto tam siedzi?

Wentyl bezpieczeństwa

To taka zwykła fascynacja.
Opowiastka na dobranoc
dla niegrzecznych
dużych dziewczynek.

Mam kontur,
pokolorowałam sama
i jest cud-miód,
orzeszków nie brak.

Taka fascynacja.
Zaraz mi przejdzie,
więc nie wychodzi z ukrycia.
Nic szkodliwego.
Wentyl bezpieczeństwa

w tym cholernym więzieniu.

Bo kobiety też to robią

Te książkowe i poetyckie brednie,
zwiodły zmysły niejednej mężatki.
Za cycek, za pupę,
czy czujesz jak te kotłowanie w dole brzucha
wypełnia cię i zniewala.
Zniewala w całej okazałości.
Tak jak stoisz, leżysz, klęczysz,
jakkolwiek podle czy doskonale się czujesz.
Zniewala cię.
Nie znasz.
Cholera, nie znasz, nie masz pojęcia.
Zniewala.
Jutro będziesz sie śmiać,
pomyślisz – nic specjalnego.
Wypijesz poranną kawę w romansie z papierosem,
wyjdziesz,
wrócisz normalna.
Nic się nie stało,
spojrzysz każdemu w oczy,
nie domyśli się co w nocy ci robił.
Nikt. Ani on, ani ten trzeci.
Kolejność dowolna.

To nie może być za mało

Zamknijmy świat w takim pudełku,
w jakim sami się zamykamy.
Dziś my bądźmy na zewnątrz,
dziś niech nasze będzie najważniejsze.
Więc – powiedz mi to, co zawsze chodzi ci po głowie.
Nie bójmy się bólu i tej pieprzonej goryczy,
kąpiemy się w nich co wieczór.
Zrańmy się tak doszczętnie dziś,
by nie było drogi powrotu,
by była tylko jedna droga.
Ta do wspólnego celu. 
Przecież jest, to nie może być za mało.