czwartek, 11 sierpnia 2011

I just want U.

Nowsze i starsze. Niektóre odgrzebane sprzed kilkunastu tygodni.
Z dobrych wieści - rzuciłam palenie. I tak - chcę na forum ogólnym, oficjalnie o tym powiedzieć. Miesiąc bez papierosa (no może poza jednym weekendem, ale później bez ciągot i wspomagaczy farmaceutycznych wróciłam do niepalenia i trzymam się bardzo dobrze) i z pełną świadomością mówię otwarcie - niepalenie jest lepsze - czuję się lepiej!

(te black devil'e czekoladowe były wyśmienite...)

Dobrych wieści jest więcej - ale chwalić się nie będę;)

Wersja dla Ciebie

Mam wrażenie że jesteś
Obecny w moim życiu od zawsze
I nawet nie ma w tym przesad zbytnich
Powstałam przed chwilą
Świeża i piękna dla Ciebie
Zlepiona z wszystkich
Których dotknęłam w życiu
Zabrałam tylko te najlepsze
Fragmenty skarbie
Mówią że do twarzy mi
Z nową mną
Taką wersją special
Dla Ciebie

Lepsiejszy

Patrzę sercem
Doświadczona cholera
Umysł mógłby mnie okłamać
Bo lubi siać zamęt i wątpliwości
A po co mi wyimaginowane ciernie
Na mojej róży?

Jem Cię wzrokiem
Zachłanna cholera
I stale zaskakujesz mnie
Nigdy nie jesteś taki sam
Tak
Jesteś jak ja
Tylko lepszy

Polish leń

Stoję
Tak absurdalnie
Po kostki mokra
A na rękach stoję

Powiedział że stagnacja
Jest dobrem
Które trzeba docenić

Od zawsze chciałam tylko jego
Poznać
Bo wtedy ruszę
Kurczę no
Leniwa jestem

Garstka

Z milionów rąk wyciągniętych
Pozostała garstka
Potraciły się biedne
Gdy wyciągnęłam się do nich
Wypięli się na mnie

Dziś doceniam ludzi
Którzy stoją obok
Mimo że znają mnie
Jak nikt

I tęsknię do nich
Gdy ich nie ma
Choć czasem tak trudno
Dotrzymywać im kroku

I teraz nagle rozumiem

Byłeś przed chwilą daleko
Lata świetlne
W bok
Ode mnie
Za przystankiem w lewo
Pod górkę może
A może w morze
Nie wiem
Nie widziałam cię wcześniej
Nie stałeś obok mnie
A patrzyłam
Rozglądałam się
Za tobą
Za twym wzrokiem
Choć nie znałam
Go

Byłeś przed chwilą daleko
A ja już nasłuchiwałam
Za twoim głosem
Już tęskniłam za tobą
Twoje imię chciałam
Znać
Już

Byłeś przed chwilą daleko
A teraz nie wiem jak zachować się
Stoisz przede mną
I teraz nagle
Rozumiem wszystkie swoje wiersze

Wytrzymam

Powietrzem nie jesteś
Bo od dawna je chłonę
I żyłam przed nami
Więc czemu gdy Cię nie ma
Jakoś ciężko o oddech

Wytrzymam
Sinieją usta
I mocniej ściskają
Biały cienki filtr
Wdech – wydech
Gdzie ta ulga?

Wytrzymam
Jeszcze godzin piętnaście
Już sen swój ostatni beze mnie
Przeżywasz
Wytrzymam
No przecież muszę wytrzymać
Jak wygląda niewytrzymanie?

Malinkowe piersi

Opuścił mnie na chwilę
Malinkowe piersi
To jedyny znak dziś
Że go mam
Gorzkie to
I słone
Bo z góry spada na nie
Cały żal
Kolorowy ekran
Wyciszony
Dostarcza rozrywki
Takie tło dla myśli
Których nie chcę zbierać
Zacisnę pasek mocniej
Może zemdleję
W śnie czas płynie lepiej
Gdybyś mógł rano tu być

Mucha

Nie mała muszka
Zaplątała się w pajęczynę
I teraz czeka
Na zęby oprawcy
W kwadratowym pokoju
Musiała właśnie wybrać ten kąt
W którym oprawca tańczy
Raz trzy cztery
Dwójka świeżo malowana
Kto by ufał dobrze wyglądającym
Jasnym kątom
Dziury w całym
Społeczna obsesja

Brak porównań

Numer twój wysoki
Potencjał wyższy
Niż dotychczas mi znane
Choć mówiłam i pisałam
Nie raz

Bo
Jesteś wielopoziomowym
Uniwersalnym człowiekiem
Do wyspecjalizowanych moich potrzeb
Które zaspokajasz
Nie powiem że najlepiej
Powiem że w końcu
Ja po prostu nie mam porównania

wtorek, 7 czerwca 2011

Jestem monotematyczna. Zaczarował mnie.

Ile czasu trzeba razem spędzić, by pozbyć się motyli? Bo te nasze nie chcą odfrunąć. Rozmnażają się w brzuchach ostentacyjnie. Chyba, bo jak inaczej? Jest ich coraz więcej! Nie przestaję się uśmiechać! I ciągle mi za mało Ciebie, nawet kiedy mam Cię... cały czas. I w tym nie ma przesad, o czym oboje bardzo dobrze wiemy, Skarbie.

Nie wiem, jak to robisz. Nie wiem, jak to jest możliwe. Nie wiem.
Ale powodujesz, że... widzisz z resztą.
I tak! mam różowe okulary, a mój sprawca motyli nie ma wad, a wszystko inne jest prostsze niż wcześniej! ;)

I brakuje mi słów, żeby to wyrazić. Pierwszy raz mam tak, że widzę obrazy. Piękna sprawa. A słów nie potrafię dobrać, by wyraziły wszystko to, co dostaję od Ciebie. I nawet nie chce mi się tego wyrażać. Czuję. Wystarczy.

Ciebie czuję. I nawet, gdy Cię czuję wszystkimi zmysłami i widzę - to nie wystarcza. I nie mam nigdy dość.

Ok, kończę notkę wprowadzającą, bo zrobił się z tego niezły esej wyznaniowy, a to nie o to chodzi ;)

Magic man

Twoje małe uczynki
Są jak generatory kodów
Do uruchamiania entuzjazmu
Gdy muskasz palcem moje ramię
Przechodząc obok
Jest to jak poruszenie ziemią
Gdy ciężko utrzymać równowagę
A w pochmurny dzień
Twoje ciepłe spojrzenie
Pozwala mi odpocząć na moment
Od problemów
Skąd Ty znasz te wszystkie sztuczki
Że codzienne rzeczy tak mnie cieszą?

Że ponoć tak nie można

I mówią że nie wierzą
Mówią
Że to absurd
Że tak się nie zdarza
Że to nie wypali
Że gdzieś jest haczyk
Ukryta gwiazdka
Druczek-maczek
Że tak się nie da
Że tak nie można
Że to sen

A może wszyscy śpią
A my się obudziliśmy?

Mam Ciebie

Nie dowierzam
Jak mogłam żyć tak wcześniej
Czułam pustkę w niektóre dni
A od kiedy
Mam Ciebie
Wiem już jak nazwać tamten pierwiastek
Do którego tęskniłam
Ale teraz już jest dobrze
Teraz już Cię mam

Już nie w pojedynkę

Wyrzuciłam kobiece potrzeby
Pozbyłam się narządów chcenia
Zamroziłam zmysły
Uruchomiłam program
Samodoskonalenia się
By się samozaspokoić
W perfekcyjnym grafiku dnia
Nie zaplanowałam chwili
Dla tęsknoty za męskim ciepłem
Oczywiście dostawałam namiastki
Miłosnego upojenia
Ale siliłam się zapomnieć
Jak to jest dzielić radości i smutki
I czerpać radość z dzielenia się
I być tą jedyną
I być tą najważniejszą
I nie być organem do pieszczot
I nie być przedmiotem
I być kobietą

I pojawiasz się
Wcale nie znikąd
I wprowadzasz nieład
I ja już nie chcę żyć sama
I już nie potrafię udawać że
Sama znaczy lepiej

Kocham Cię

Kamień spadł mi z serca
Gdy nie muszę już zakrywać ust
Gdy patrzysz na mnie
Moje oczy krzyczały to
Czego ja nie mogłam Ci powiedzieć
Czy widziałeś?
Teraz mogę wykrzyczeć wszystkim
Tak!
Kocham Cię

Bezczelne marzenia

Marzenia są śmiałe
Bezczelnie
I nie będę kłamać
Wykreowały Ciebie

Bezczelność się kończy
Przy podsumowaniach
Podziale „Do Spełnienia”
I „Do Snu”

Wyszedłeś tak piękny
Ze snów kochanie
Że ja ciągle się boję
Że ogień mnie nie spali
A deszcz popłynie do góry

niedziela, 22 maja 2011

Sprawca motyli

Dawno nie miałam tak pozytywnych zmian. Ile? 4 lata?
Strach i optymizm dziś mi towarzyszą. W stosunku 1:20.

I proszę jak jedna decyzja pociąga za sobą cały szereg zmian, o których mogło nam się nawet nie śnić. Ok - ja marzyłam o nich. Nieśmiało. Ale wtedy ciężko było na optymizm.
Słowa Z.: "Dawno nie widziałem cię takiej szczęśliwej".

Ja siebie też.

Permanentny uśmiech

Mięknę gdy patrzy na mnie
Pali w podbrzuszu
Wiruje w głowie
A moja twarz jest taka nudna
Nie ma na niej nic
Prócz uśmiechu

To takie proste

Świat spychał mnie w niewłaściwe miejsca
Wirowałam
Biegłam
Przewracałam się na zakrętach
I nie było nic
Tak myślałam
Co mogłoby mnie podnieść

A teraz patrzę na nas
I dziwię się jakie to proste
I dziwię się jak długo spałam
I dziwię się niezmiernie wszystkiemu

I zabrałabym cię ze sobą wszędzie
Chcesz przecież

Fabryka szczęścia

Niespodziewanie zawitała we mnie
Nawet nie zapukała
Nie pytała czy chcę
Porwała mnie
Upiła sobą
I tańczę
Otulam się ukochanym zapachem
Łapczywie Cię jedząc
Nie mogąc się nasycić
Nie chcąc spać
Nie chcąc tracić Cię z oczu
Jesteś moją fabryką szczęścia

Na bruk

Wyrzuciłam go na bruk
Strąciłam z tronu
Który bezczelnie i bezpodstawnie zajmował
Gdy spadał
Chciał mnie zmieszać z…
I to nie było błoto
Wyrzuciłam go na bruk
Cieszą się że dorosłam
Wyrzuciłam go na bruk
Naprawdę to zrobiłam

Wysiadam

Mam to gdzieś
Czy cierpisz
Ilość twoich łez
Jest niczym do ilości moich
Konałam
A ty pchałeś macki pod moją koszulkę
Potrzebowałam ramienia
A ty zachwycałeś się kształtem moich ust
Więc wybacz że dziś
Nawet się trochę cieszę
Gdy wpadasz w te swoje stany histerii
Dobijamy do brzegu
Wysiadam

wtorek, 3 maja 2011

Lukrowany domek

Na szybko, chaotycznie. Ostra selekcja i cenzura, połowa poszła "pod delete".
W sumie wszystko ostatnio u mnie jest na szybko, ale nawet nie aż tak chaotycznie. Jakieś kroki w przód, grunt, że nie stoję.

Dziękuję Z. za komentarz, a właściwie przepiękny wiersz o naszej przyjaźni :) Dobrze jest mieć takiego Z. :) Zwłaszcza, gdy jest się K. o nadmiarze emocji i tożsamości...

Świat wygląda zabawnie, gdy wrzuca się do jednego wora za dużo ważnych osób i trzeba się uśmiechać przez zaciśnięte zęby.
Ale nie narzekam. Zaczyna mi się podobać wszystko. Nawet wtedy, gdy nie wiem na czym stoję i po jaką cholerę. Doceniam. Się nauczyłam ;)
Albo znowu ta rozentuzjazmowana moja część się wybija do przodu, bo jakoś tak i dla niektórych innych jestem milsza...

...i nie mam "wyrzutków sumienia" (rozbawiło mnie to hasło, musiałam ;)

Wcale nie o kwiatach

Kwiaty na parapecie
Więdną niedopieszczone
Gdy nikt ich nie podziwia
Po cichu płaczą
Brudząc parapet

Zbieram okruchy piękna
Strasząc czarnym workiem
Sama będąc sobie winna
Gdy znikam na tygodnie

One więcej nie mogą
Muszą tracić jędrność
Ich płatki

Wczoraj gdy zgasło słońce
Pogrzebałam je w zsypie
Jutro znów wyjdę na te tygodnie
Nie prędko mi do usadzenia w wazonie

Widzę choć nie chcę

I tak
Frustruje mnie własna wyobraźnia
Bo niestety potrafię sobie wyobrazić
Obce ciało w twoich rękach

Włosy stają
Na kolanach
Podnosząc mnie o kilka centymetrów

Ja nie chcę tego oglądać
Gdy nie widzę

Ogolę nogi
Po co ci ta satysfakcja

Ona i On

Dwoje samotnych leży bezwiednie
Zaprzestali szukać
Myślałam że chcą czegoś
Bo w końcu na wyciągnięcie ręki
Leżą
Cóż
To nie ze sobą pobawią się w króla i królową

O d.

To trwa z przerwami już z rok
I chciałabym zobaczyć w końcu
To obłudne oblicze
Które tak trapi

Dziś marzeniem jedynym
Jest nie pojawić się nigdy
Cóż
Za późno
Jestem i szukam
Nie szukając
Jestem i trwam
Bezwiednie
W samotności pragnę twarzy
Widząc je chcę zamknąć oczy
Marzę o dotyku zimną nocą
A gdy mogę dotknąć nie chcę
Unikam wymian spojrzeń
A kiedyś uwielbiałam je gonić

To trwa z przerwami już z rok
Za długo jak na nieproszonego
I sama nie wiem kto tę cholerę
Mi przyniósł

Coś więcej niż widzi wyobraźnia

To nie wygląda
Ale jak pachnie pięknie
Aromat uwodzenia
Który otwiera ramiona

Zgaś światło nim wejdziesz
Po co mają patrzeć
Nie przypominamy zwykłej
Opowiastki dla mas

czwartek, 31 marca 2011

Tępo napisać "tępo życia".

Miesiąc wielkich emocji, decyzji, zmian życiowych. Od periodycznych depresji do pożądanych i nieśmiałych euforii. Dziękuję w tym miejscu wszystkim, którzy w ostatnim czasie przyczynili się do tych miłych chwil w moich życiu :) Są tego świadomi, widzieli niekłamaną radość w moim oku. Tutaj gryzę się w język, gdyż jednak nie wszystkich stać na empatię. Ba! Niektórym to nawet przeszkadza, ale w końcu miałam ugryźć się w język...

Od góry najstarsze, niżej nowsze, standardowo w końcu. Powiedz Z. (tutaj będę Cię tak zawsze nazywała), czy można powiedzieć, że stara-ja wraca, patrząc na nowsze? Równie standardowo czekam na mail'a od Ciebie z odpowiedzią ;)

Wrrr... utknął mi w głowie tamten błąd ortograficzny. Przerażające, biorąc pod uwagę fakt, co chcę robić... wnet! A trenowanie korekty zacznę chyba... od swojego bloga.

Jest pozytywnie. Ostatnio nawet aż za ;)

I nie zrozumie mnie nikt

Znowu mnie nabrałeś
I już nie cieszą mnie ulubione piosenki
Znowu za dużo chciałam
Chcąc cię na chwilę dla siebie

I nie zrozumie mnie nikt
Kto nie kochał jak idiota
Jak ja

I nie zrozumie mnie nikt
Kto w życiu tak po prostu za darmo
Mógł być szczęśliwy

Nieudolny kłamco

Nakreślone kontury ogólników
Które smyrały twe pięty
Lub skronie kolegi
Podajesz mi z własną sygnaturą
Chwilę zabiera mi dojście
Ile w tym życia
A ile twojej wyobraźni
Co mam ubrać na spotkanie
Z twoimi opowiadaniami?
Włożyć w oczy strach
Czy nie malować go na twarzy
A może dziś nie chcesz mnie bez makijażu?
A może dziś potrzebujesz wymalowanej lalki?

Tańczę jak mi zagrasz
Bo w tańcu cię przyciągam
Zabijam dystanse
Choć ciężko udawać że się umie tańczyć
Ale twoja duma nieudolnego kłamcy
Musi być nakarmiona
Bo lubię twoje prezenty

Kolorowe ramki

Wiem że to brzydkie
Co z ust moich wychodzi
Wiem że to wstrętne
Co ręce moje czynią
Nic co ludzkie nie jest nam obce
Nieludzkość jest taka dzisiejsza
Jak przezroczystość
I nadmiar kolorów
Akceptacja każdego fetyszu
Wystarczy tylko ładnie oprawić w ramkę
Tolerancja każdej nowej idei
To znak że organizmowi wydaje się
Że żyje
Zagubieni w codziennych głupstwach
Wyłamujemy się na krótkie momenty
Z systemowych schematów
Ja wychodzę z tej karuzeli złudzeń
I będę robić brzydkie rzeczy
Przecież wybaczycie mi
Któż lepiej niż ja
Potrafi tak zgrabnie upychać
Życie w kolorowe ramki
Podając w uśmiechem do konsumpcji

Step by step

Nie ma odwrotu przed pierwszym krokiem
Mogę po prostu nie iść dalej
I co zrobię?
Uschnę z nieróbstwa
Czy lepiej gdy wypalę się w biegu
A może
Jeśli obniżę wymagania co do
Mojego idealnego życia
Jakie chcę mieć
Umrę z nieróbstwa
Lub zginę z szarości?

Z utęsknieniem czekam

Z utęsknieniem czekam
Na kolejną bajkę
Lubię do snu tak
Całodobowe sny

Z utęsknieniem czekam
Na informację że oddychasz
Może dla innej tak płoniesz teraz
Ale w końcu gdy nie widzą
To ja zabieram ci ostatnie tchnienie
Ręką nie pozwalając zasnąć

Z utęsknieniem czekam
Na tak bardzo motywujące
I jednocześnie pozbywające sił
Doprowadzające do łez
I nienawiści

Mój mały sekret
Dzięki któremu
Tak bardzo cię wciąż chcę

Nasza książka

A może powinnam zamknąć w końcu
Nasz rozdział
Jak zamyka się nudne książki
Które nie chce już się czytać
Niezmiernie niezmiennie
Ciekawi mnie
To zakończenie
Choć póki co przypominamy
Podrzędną komedię
Z której śmieje się głupek
Czy tylko schizofrenik może
Nas zrozumieć?

Wypaliłam się

Wypaliłam się
W życiu swoim
Wypaliłam się i szukam powodu
Żeby nie ugasić siebie
Pod strumieniem wody
Z kuchennego kranu

Wypaliłam się z marzeń
Nie rozumiem swoich decyzji
Udaję silną
Gubiąc łzy w futrze kota
I nie potrzebuję pomocy
Wcale

Wypaliłam się mocniej
Niż myślisz
Niż widzisz
Niż możesz pojąć
To dziś takie smutne
Nie chce mi się biec
Choć znam stawkę
Nie chce mi się nic
Może potrzebuję nieco więcej
Snu i
Witaminy C

Just fun

Mistrz mój zaprzeszły
Intelektualny
Pod bluzkę moją ręce pcha
Nienachalnie
Zgrabnie i z wyczuciem
Bo przecież zna mnie
Dotyka mojego serca
To działa na mnie

Tonę w poczuciu
Bezinteresowności
A gdy mnie trzyma w pół
Wiem nie pieprzę nosem
W trawę złudzeń
Wy życzliwi
Którzy tak strasznie
Się nie cieszycie
Że się uśmiechamy do siebie
Nie hodujcie już trawy
My tak dla zabawy

Rywalizacja

No przecież wiem
Że nie ma lepszego
Materiału na dzień
Niż wypociny spod palca twojego
Środkowego
Wypełzające

No przecież nie mam się
Nigdy lepiej
I nigdy gorzej
Ba!
Jakby moje życie
Śmiało rywalizować
Z twoją wyobraźnią?

No widzisz skarbie
A jednak da się

Zawodowo

Bo nie o to chodzi
By sypać piaskiem w oczy
Kłuć brodawki i lędźwie
Zawsze i wszędzie
Z wyczekiwanego zaskoczenia
Kopać łydki
Od tyłu brać się
Za nadgarstki
I wykręcać je
Ściągać w dół
Robić to w domu
I na wakacjach
Kupując nowe buty
I myjąc samochód służbowy
Nie o to chodzi
Mi

Może gdy w końcu
Stracisz pod stopami wszystko
Co stało sztywno
Zauważysz że sam to
Rozgrzebałeś
No tak
Pomogły szpilki żony

Maski

Kreujemy nową
Postać
W zanadrzu mamy ich już
Paręnaście
W zależności kto pyta

Ponieważ przyzwyczajenia
To najwstrętniejsze ze wszystkich
Zestawów cech gotowych
Do użycia
Ignorowane mogą
Zniweczyć żmudne
Procesy tworzenia
Nowych postaci
Obnażając prawdziwe imię

Ale przecież wiesz to
I ja wiem
I ten obok
I ten sprzed godziny też wie
A mimo wszystko
Z identycznym egocentryzmem
Jak zaprogramowane zabaweczki
Odtwarzacie te same idiotyczne
Sekwencje w codzienności
Co zmusza was do wykonania
Powtórzenia całego procesu

Nie
Tutaj nie będzie puenty

Nie ma dwóch końców

Pociągnij za sznurek
Lecz pierw się upewnij
Że znasz jego końce
Bo to mit
Że ma dwa

A później patrz
Jak klęka ziemia
Jeśli przeraża cię ten widok
Nie wywołuj wilka
Sowa nie bez przyczyny
Woli mieszkać w lesie

niedziela, 27 lutego 2011

Do you wanna play with me lost and fun?*

You wanted to know what is going on. I'm sorry, as you see - nothing new. I'm sure my new poems will not get you new informations about me, the most that the translation is so fucking bad... You know everything what you should know. Don't try to find out more.

BTW i didn't add the poems about A. Maybe later, but i don't think so.

Czemu zawsze z mężczyznami, których imię zaczyna się na P., łączy mnie coś wyjątkowego?

*tekst of course M. Peszek, słucham teraz namiętnie...

Drastycznie cię nie odstawię

Drastycznie cię nie odstawię
Mogłabym się sama wykrwawić wtedy
A po co mam umierać bardziej
Niż robię to co dzień

Nie skarbie
Nie ma w tym romantyzmu
Ani dramatyzmu
Nie dodawaj sobie
Bo zacznę odejmować

Drastycznie cię nie odstawię
Byłoby to zbyt przewidywalne
A przecież o szok czytelnika mi chodzi

Ok – masz mnie
Tonę w tobie

Kobieta jest prostytutką

Weź mnie do domu
I postaw w salonie
Będę twoim psem salonowym
Kotem mogę być
Mogę być meblem kuchennym
Na którym odbędziemy kolejny
Piękny akt miłosny
Którego nie zapamiętam
Mogę być twoją sofą skórzaną
Innej nie toleruję
Rozpieściłam się
Wysoko mierzę
Nie wiem po coś mi ty
Może wtedy widzę jak bardzo
Chcę by wyglądało moje życie
Ale żeby samą mnie było
Na nie stać
Bez płaszczenia się u cudzego kroku

Hedonizm

Opętana we własnym niezrozumieniu
Gubię obce koty w półobjęciach
Chyba śpię czasem stojąc
Później przesypiam w depresyjnych stanach
Długie miesiące
Nie jestem już naga
Nie
Nie rozbieram się już tak chętnie
Coś we mnie się zamknęło
Nie wierzę w ideały
Nie ufam bajkom
Perfekcyjnie kłamię bez mrugnięcia
Sklejonymi rzęsami
Mówię że chcę uciec
Ale jak uciec na dobre
Gdy nie chcę
Wypuścić twojej ręki
Czy czujesz jak śliska jestem?

Chcę więcej dostać

Chcę więcej dostać
Niż daje mi teraźniejszość
Bo gdybym miała usiąść teraz
Ze satysfakcją przy jednym stole
Krótki byłby ten obiad
A ja mogłabym po nim
Zasnąć na wieki wieków
Więc pcham dalej mój wózek zachcianek
Muszę tylko tory zmienić
Kolory ram i paznokci
A wtedy dosięgnę niemożliwych
Jasne skarbie
Ciebie nie wymienię
Póki co
Któż inny mógłby mi tak
Perfekcyjne masować stopy?

Twój teatr

Gramy w twoim teatrze
Zawodowi aktorzy
A kto nie umie grać
Milczy
Suflerem jest własna wyobraźnia
I choć udajesz że ta sztuka jest o mnie
Dobrze wiemy wszyscy
Że chodzi o twoje ego
Które drastycznie rośnie
Gdy obracasz mną w dłoni
Twoim tymczasowym rekwizytem

Gramy w karty

Rozdanie kart
Jestem królową
Ty masz waleta
Zabiegasz o mnie
Płoniemy w krochmalonych pościelach
Ostentacyjnie chowasz w kieszeni asa

Następne rozdanie
Jestem słabą trójką
Ty królem
Jest i królowa nieobecna w naszej sypialni
Oh ta zła królowa
Tak mi ciebie żal

Rozdajemy ponownie
Znów jestem królową
Ty jesteś moim królem
Strącam złą królową
Czemu z zamkniętymi oczami gram?

Rozdanie ostatnie
Myślę że jestem asem
Cały zapas kart trzymam
Ty jesteś tym pięknym królem
Jest i królowa
Tak
Nigdy nie zniknęła
Mam was w dupie
Lubię z tobą w karty grać

Chcę wiedzieć o Tobie wszystko

Widzę jak nikniesz
I wiem że to moja wina
Nie potrafię być słodką idiotką trzyzmianową
Muszę czasem uprzeć się na swoim
Muszę czasem cię pognębić
Muszę cię ciągle inwigilować
Byś mnie już nigdy nie zaskoczył
Z satysfakcją chłonę nowe informacje
Które bolą
To fakt
A później ze stoickim spokojem
Udaję że wierzę twoim słowom
Kiedy ja cię już tak dobrze znam

Nie jesteś taki dobry

Nie jesteś taki dobry
Jak chcę ciebie widzieć
Nie jesteś tak dobry ani w połowie
Jak czasem myślę o tobie
Częściej niż boję się
Krzywdzisz mnie
I nawet nie mam sposobności
By się o tym dowiedzieć

Z opóźnieniem dochodzą do mnie
Słowa prawdy
Ale może to i lepiej
Bo jestem oswojona z ciosem
Trawię w sobie cichutko swoją frustrację
Ktoś w środku mówi mi
Ucieknij w końcu
Ale ty tak strasznie nie lubisz moich zmian
A ta byłaby największą

Strach

Zaczyna się poniżej serca
A mówią że to choroba duszy
Przechodzi szybko do żołądka
Ściska go i zgniata
Chciałabym go wyciągnąć z siebie
Spojrzeć mu w oczy
I zapytać o sens istnienia
Przecież reguły znam
Więc po co mi go zaszczepiłeś?

niedziela, 13 lutego 2011

Podziękowania

W dzisiejszej notce "wprowadzającej" pragnę pozdrowić wszystkich moich czytelników.

Jest was coraz więcej, coraz więcej ludzi czyta mnie regularnie, z miesiąca na miesiąc przybywa mi stałych gości, wielu z was ma mojego bloga w ulubionych (co też widzę), za co wielkie dzięki :)
Naprawdę miło mi, że odnalazło się tylu sympatyków mojej pseudo-twórczości, nie tylko w
Polsce i nie tylko w Europie (dobra, koniec tego chwalenia się).

Poza tym (no dobra - jeszcze tylko tym się "pochwalę") przyozdobiłam sobie stopę w końcu malutkim tattoo, chciałam wrzucić zdjęcie, ale byłoby to zbyt kiczowate i zapewne od razu znalazłby się jakiś fetyszysta stóp, co potrzebne mi nie jest ;)
A na jutro szykuję wielką rewolucję...

Ty zawsze wygrywasz

Ty zawsze wygrywasz
Z kimkolwiek nie stajesz w szranki
A ja masochistką jestem
Coraz więcej kotwic zarzucam
W pamięci
Które ściągają moje myśli do ciebie
Mam więc już miliony piosenek
Które nagle stały się istotne
Mam tysiące miejsc
Których nigdy nie poznasz
Ale całowałeś mnie tam
Czy możesz mnie odczarować?

Kochaj mnie bez słów

Kochaj mnie
Bez słów to rób
Bo twoje słowa ranią
Choć nie to ich celem
To nie tak że źle dobierasz słowa
Bo czynisz to perfekcyjnie
Tylko duże dziewczynki
Nie ufają bajkom
Czasem tak strasznie się boję
Wiedzieć więcej o tobie

Niezastąpiony

Te wielkości wszechmocne
Które wpuszczasz we mnie
Wcale nie nowe mi są
Lecz dziwne
Nie sposób wytłumaczyć
Jakim prawem ugrzęzłeś we mnie
Mimo tylu burz i powodzi
Czasem chcę cię wystawić za drzwi
W jakiś najzimniejszy poranek
Ale sama chyba lękam się
Że nikt prócz ciebie mnie nie rozpali
Tak bardzo do nieprzytomności

Czarodziej

A może spotkaliśmy się wcześniej
Nim nastaliśmy tutaj
Bo jak wytłumaczyć zwykłe twoje słowo
Które powoduje że
Rozpiera mnie radość?

Jesteś czarodziejem
Zamieniasz moje powszednie dni
W fenomenalne ujęcia jak z dobrego filmu
Który oglądając zastanawiasz się
W której części ludzkiego umysłu
Znajdują się tak genialne pomysły

Uzależniona od Ciebie

Świat lubi na nas patrzeć
Choć mimo całego naszego ekshibicjonizmu
Jesteśmy dyskretni
Czasem śpią
To w tych naszych najlepszych momentach
Ale budzą się
Przy każdym podniesionym tonie
Prosząc by było to nasze
Ostatnie tchnienie
Lecz jak to zrobić
Gdy tylko razem potrafimy
Napędzać tę maszynę
Dzięki której rano chce się otwierać oczy

wtorek, 8 lutego 2011

Pe-Espe-itepe

Zgodnie z Twoją radą Z. (będę używała tego inicjału, w końcu nikt nie wie, że ty znasz mnie, a ja znam Ciebie) staram się udawać, że nic się nie zmieniło od czasu, gdy zmieniło się dużo. Mierny skutek jak widać.

Żaden pe-espe-itepe nie zniknął. Może jeden itepe zniknął, ale nawet nie zdążył mnie natchnąć, więc jak widać pozostali nie są zagrożeni.
...trzynaście miesięcy za nami.

Szczerze?
Dziś nie podoba mi się moje życie. Ludzie, których potrzebuję do szczęścia, są za daleko.

PS.
Grypson mnie dopadł. Zwolnienie lekarskie kończy się za moment i dobrze - chorowanie jest nudne.

Czasem jesteś moją obsesją

Maraton emocji
Już o oddech jednostajny trudno
Świat wibruje
A ja
Zapatrzona w twoje oczy piękne
Wielbię cię całego
Jakby za godzinę
Miało się skończyć wszystko

Umieram
Romantycznie i brutalnie
Obsesyjnie i ostentacyjnie
Jakbym była czekoladowym kielichem
Co topnieje w twych dłoniach
Gdy trzymasz mnie wpół
Chwilę przed konsumpcją
Prawdziwych mych wartości
Tak daleko jestem od domu

Możesz robić ze mną co chcesz

Umierałam nie raz
Bez twoich ramion
Bez widzenia twych oczu
Choć ślepe
To świadome
Bezczelnie

Dobrze wiesz jak cierpię
Choć czasem nie dowierzasz
Czujesz mój oddech na plecach

Gdziekolwiek jesteś
Jestem tuż obok
Czasem okrutnie za tobą
Wpatrzona jak wariatka w ciebie
Błagająca
Przyjdź
Zrób co chcesz
Choć przez chwilę
Bądź tylko mój

Klucz wiolinowy

W muzyce byłbyś moim
Kluczem wiolinowym
Pojawiasz się na początku
A ja skaczę
Rozpędzam się z dźwiękiem
Goniąc do następnego wersu
Gdzie znów spotkam ciebie

Tak naprawdę to ja stoję
Więc

W muzyce byłabym twoim
Kluczem wiolinowym
Pojawiam się raz na początku
A ty gonisz przez wszystkie nuty
I półnuty
Flirtując w pauzach
Tak w nutach zapisano
To twój los
Znów spotkasz mnie na początku
Tam gdzie zawsze czekam na ciebie

Lovesick

Czy ktoś mi wierzy
Gdy mówię
Że nienawidzę ciebie
Możesz mieć sto twarzy
Sto żon
Sto kłamstw w historii
Sto zabójstw niewinnych uśmiechów
Sto gorących romansów
Sto niewyjaśnionych zniknięć w nocy
Sto zadłużeń
Sto zranionych serc na koncie
Sto uciętych z nagła piosenek
Sto gwałtów kobiecego spokoju
Możesz te wszystkie złe rzeczy wycelować we mnie
Ja i tak
Będę nadal na ciebie czekać

środa, 26 stycznia 2011

Tabula rasa once again

Krótko. Bezlitośnie. Napisane przed chwilą, bez super-uzależniaczy-pseudo-pomagaczy.
Za każdy razem, gdy dostajesz w twarz z tak wielką siłą, jaką ty mnie uderzyłeś (ba! nawet nie wiesz, co się stało i kiedy...), wtedy wiesz, że to cię hartuje.
Ja naprawdę mam się dobrze ;)

Zniszczę cię, chyba że złość mi przejdzie. Przejdzie, kiedy uzmysłowię sobie, że nie mam powodu, by się denerwować. Bo naprawdę nie mam. Ale i tak cię zniszczę.
A taka zła jestem.

BTW też was coś bierze (w sensie grypson etc) przez tę pogodę? Bo ja czuję, że od 3 dni umieram...

Mam ochotę cię zabić

Gdy patrzę na to wszystko
Co ostentacyjnie wystawało ci z kieszeni
I pewnego zwykłego dnia
Całkiem spontanicznie wypadło
Na brudną ziemię
Przedzierając ją na pół
Wydłubawszy w moich oczach
Jakąś pustkę
Mam ochotę cię zabić
Tak jak zabijam siebie
Każdego samotnego wieczoru
Gdy ciągnę za tę nitkę
Z rękawa twojego płaszcza
Im więcej cię odsłaniam
Tym bardziej widzę
Nie myliłam się nigdy
A ty ani przez chwilę
Nie zmieniłeś swojego niewygórowanego
Zdania o mnie
W twoich oczach byłam nikim
To bardzo dużo
Biorąc pod uwagę
Że patrzymy właśnie przez oczy
Skończonego zera

Przedmiotem byłam

Zniszczę cię
Nim odejdę
Żebyś w końcu jakąś karę dostał
Takie samookaleczenie siebie
I próby otwierania sobie na siłę oczu
Pomogły mi
Tak strasznie cię dziś nienawidzę
A siebie kocham niezmiernie mocno
Gdyż wiem że gdy jutro
Postanowisz raz jeszcze mnie wykorzystać
Ja nie pobiegnę w otwartymi ramionami
Krzycząc
„Tak!
Okłam mnie!
Poniż mnie!
Wyładuj się na mnie zwierzęco
Na końcu nazywając swoją księżniczką”

…i znów ślepy los nauczył mnie
Że nie każdą fantazję
Należy spełniać
Już nigdy nie chcę być przedmiotem
W czyichś rękach

Transaksja seksualna

Potrzeba mi było
Miesięcy parunastu
By przejrzeć i usłyszeć samą siebie
Dziś patrzę na ciebie
Tak jak ty patrzyłeś na mnie
I staję się bankrutem
W tej transakcji
Nie wyjdę na zero
Ty mógłbyś zostać milionerem
Gdy jeszcze pachniesz mną

Nie umiem w tobie znaleźć
Nic przywiązującego
Nic cennego
Może poza jednookim sprzętem
… szkoda tylko
Że jednostrzałowiec

Gorzka czekolada

Choć byłam gorsza
Czuję się bardziej zraniona
To przez to niedocenienie…
Gdyż ludzie patrzą na ciebie
Jako tę ciemniejszą stronę
Naszego toksycznego związku
Ten cichy spektakularny koniec
To moja koncepcja od początku
Pozwólcie mi potriumfować
Nacieszyć się własnym dziełem
Za miesiąc odgrzeję kotleta
Czy wiecie jak wspaniale smakuje ten pieprz
Odgrzany z zaskoczenia?

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Panta rhei

Standardowo od góry najstarsze (podpowiem - część jest starsza niż dwie ostatnie notki), na dole najświeższe, ba! kilka ostatnich podyktowane przez moje ulubione czerwone wino pół słodkie!
Tak, czasem taka szybka jestem.

Poza tym najlepszego wszystkim w nowym, lepszym roku!
Mam nadzieję, że każdy p, sp i inni tego za przeproszeniem pokroju (naprawdę nie chcę nikogo urazić, po prostu pod wpływem mojego ulubionego czerwonego mam jakąś taką pogardę do siebie za to wszystko, co robiłam w zeszłym roku, ale jak to mówią - wszystko trzeba przeżyć!) zniknie z mojego życia.

Ale... w sumie wtedy nie miałabym o czym pisać.
Także dopóki nie znajdę w sobie prawdziwej weny nie znikajcie, a troublujcie mnie mocniej! Napiszę kilka kawałków i zostanę feministką.
Jestem pijana.

Jakie szczęście że firefox podkreśla pięknym czerwonym szlaczkiem błędy...

...szkoda, że tylko ortograficzne...

Niczyja

Nie należę do nikogo
Mijam śmieszne twarze
Gdybyście tylko wiedziały
Że zupełnie jak ja
Nie macie nikogo na własność

Sama lecz nie samotna
Spędzam długie święta
Widzę siebie podwójnie w lustrze
Taki urok uzależniaczy
Jak wiele z nas cierpi podobnie
Choć tak blisko do drugiej dłoni

Kłamią was żeście jedyne
Łatwo połknąć
Swobodnie wchodzi
A gdy nudzą się dniami zwykłymi
Wypożyczają inne kobiety
Na chwilę
Jak mnie
Ktoś kiedyś
Dziś i jutro

Obiecałam sobie że nigdy
Nie będę się łudzić
Jak wy

Nigdy cię nie chciałam na własność

Nie chciałabym cię nigdy tylko dla siebie
Bo czułabym się jak te wszystkie one
A przecież nie o taki żywot mi chodzi

Chcę się znieczulić
By żadna rana nie przyozdobiła nigdy
Mojego ciała
A ty potrafisz je tak perfekcyjnie zadawać

Uciekasz i powracasz
A ja jak ostatnia wariatka
Kłamię że chodzi nam o chwilę
O te wszystkie nieliczne
Które spędzamy razem

Znów wczoraj postanowiłeś nas połączyć
Połączyć nasze zalety i wady
Nie wyjdzie nic z tego
I dobrze
Jesteśmy czasem tacy głupi

Nie jesteś tak silny jak ja

Nic nie wiemy o sobie
A mówię to z mojej perspektywy
Gdyż wiem że moja prawda mogłaby
Cię zabić

Jak Twoja mnie
Ale powstałam znowu
I dygocę na myśl
Że znów będę mogła z tobą zasnąć
Tak słodko się okłamywać

Wiem że moja prawda
Zabiłaby cię bezpowrotnie
Nie zdołałbyś odnaleźć w sobie tej siły
Jaką podarowałam sobie
Tak słodkie masz usta

Cierp

Owinąłeś się sam
Skomlesz i prosisz
Mogłabym twoimi udrękami
Wytapetować sobie pokój
Cóż za zabawne wzory

Usychasz beze mnie
Znów dzwonisz i płaczesz
Taki podobny jesteś w tym do mnie
Z naszego początku

Owinąłeś się sam
Wokół mojego palca
Pasa
Stóp
Każdego włosa
Ciemnego i jasnego
Lubię patrzeć jak się męczysz
Z moich niedopowiedzeń tworząc swój dramat
Jak nikniesz
Jak zamierasz
Wyczekujesz

Powiedz mi czemu
Gdy cierpisz najmocniej
Mam cię najwięcej
Gdy cierpię najmocniej
Nie mogę cię dotknąć

Jak bardzo kochasz swoją córkę?

Bezwarunkowej miłości wytworzyć nie potraficie
Nawet my musimy zasłużyć sobie
Na wasze spojrzenia pożądliwe
Bezwarunkowej miłości nie praktykujecie
Złudnie patrzycie na nowe oblicza dorosłości
Biegając w krótkich spodenkach wokół dziecięcych huśtawek
Beztroskość was zwodzi dlatego je kochacie
I jednocześnie pożądacie młodych nowych ciał w sypialni
Ta nieprzepracowana świeżość
Czy to nie chwytliwe?
Prawdziwie indywidualne spostrzeżenia
Inspiracje dla nowych nurtów myślowych
Ta zarażająca beztroska
Czy dalej masz czelność mówić mi
Jak bardzo kochasz swoją córkę?

Jest was wielu!

Ojcowie przytulają mocniej w nocy
Nie swoje córki
Z którymi mogą grzeszyć bezwstydnie
Takie słodkie i kwaśne
Patologiczne relacje

Szukają w nas tych dwóch
Ponoć najważniejszych swoich kobiet
I wcale nie ciężka to rola
Przed snem grać żonę
Podczas snu dziecko
Czy to nie dlatego jestem taka piękna dla ciebie?

Nigdy mnie nie poznasz

Nie jestem
Nie byłam
Nie będę
Choć się łudzisz
Ja w coś innego gram
Dziś jesteś na górze
Lecz to ja patrzę z góry
I manipuluję jawnie
Lecz to co największym kłamstwem
Ukryte głęboko
Zakopałam w ziemi
Nie dosięgniesz mojego domu

Nie jestem
Nie byłam
Nie będę
Dopóki wiem jak będę wyglądała jutro
Nie masz możliwości
Zbliżyć się bardziej
Mogę rozsiewać swoją słodką woń
Na kilometry
Lecz tylko wytrawny znawca
Rozpozna w niej to
Czego ty nie chciałbyś nigdy zobaczyć

Maska na złość

Złości mam dużo w sobie
Bo zboczyłam ze swej trasy na moment
Przysiadłam
Oddechu z ust obcych złapać
I nie dało mi to nic
Prócz większego zmęczenia

Zapytano mnie po co
Mi takie relacje
Bezprzyszłościowe
Powinnam planować długofalowo
Cóż
Naprawdę mam się spowiadać
Ze wszystkich masek
Jakie w ciągu dnia zakładam?

Złości mam dużo dziś w sobie
Potłukłam dwie maski
Już jednak stoję prosto
Nie chcę poznać nigdy komendy
„W tył zwrot!”

Materialistka

Z trwogą patrzę w jutro
Choć lubię swoje życie
Nie chcę by każdy następny dzień
Był równie nieprzewidywalny
Z łatwością zbieram te trudne do zdobycia
Owoce czyjejś ciężkiej prawdy
Mam to ot tak
Więc ciężko o szacunek
A za mało energii
Na zbudowanie czegoś prawdziwie swojego

Wolny czas trwonię
Na snuciu krótkich opowieści
Które się nigdy nie wydarzą
Aktorzy z życia wyjęci
Do znudzenia w mojej głowie
Odtwarzają co zabawniejsze gesty
Jesteś więc i ty i ona
I cały mój zwariowany nieprzewidywalny świat
Raz dowiadujesz się mojej prawdy
Raz dowiadują się o nas

Opowieści długości jednego papierosa
Opowieści długości jednej kąpieli
Opowieści długości dojścia do ciebie
Opowieści o twojej rozpaczy
Opowieści o twoim końcu
Opowieści o bezcelowym niszczeniu
Nieprzewidywalności mojego dnia

Obiecałam sobie dziś wieczorem
Że jutro albo skończę ten romans z umysłem
Albo go spiszę i opublikuję
Wybacz skarbie
Świat jest tak strasznie materialistyczny

W nowym roku

A w nowym roku życzę sobie
By nikt mnie nie zatrzymał
Ba!
Pchnął bolesnym kopniakiem w przód
Wybiegnę przed szereg znów

W nowym roku nie chcę powtórek
Choć ty jesteś najtragiczniejszym w moim życiu powtórzeniem
Jeszcze się nie kończ
Potrzebuję cię by nie szukać od nowa
Wibrujących powłok skórnych
Bzdurnych

W nowym roku chcę odnaleźć
Kolejną maskę która będzie mnie zdobić
Skażona przez powszechny hedonizm
Stałam się na szczęście materialistką
Do kości przesiąkłam
Nie śmierdzę jeszcze
A w nowym roku
To będzie mnie pchało
Kopało w pośladki
Ty tylko stój z boku
I przynoś mi spokój

Dziś mnie nie poznasz

Głodna jestem nowych wyzwań
Póki co siedzę sztywno
I moja pozycja ma się bezpiecznie
Nie wygląda na to
Bym dziś mogła coś zmienić
Dziś znów nie

Głodna jestem niepoznanych
Póki co karmię sobą bliskich
I ze wstrętem patrzę na obce podniecenie
Nie wygląda na to
By dziś ktoś nowy poznał mnie
Nie otworzę się

Czuję motyle...

To nie jest poważne
Choć moje rozdygotane nadgarstki
Pragną ciebie
I nawet nie chodzi o
Przyjemność cielesną ulotną
Ciężko mi to ująć w słowa
Bo toż taki absurd
Że aż strach
Patrzeć ci w oczy

W iluzji naszej lubię trwać

Za każdym razem gdy
Próbuję wystawić stopę
Poza próg naszej iluzji
Cofam się
Pozostając w niej
Jakby ona była moim wyznacznikiem
Szczęścia
Które nigdy szczęścia nie widziało

Jesteś mi tak obcy
Choć powinieneś być bliskim
Już tyle cię znam
Ale ciągle każdy sen o tobie
Jest jakąś niezrozumiałą
Obdukcją z krzywd wyrządzonych mi
W przeszłości
Ty nigdy nie będziesz prawdziwy

Moje serce...

Moje serce płacze
A ja maluję brwi
By dopasować je do ciemnego koloru
Moich oczu
Choć mówią że są jasne

Moje serce pęka
A ja wyciskam z siebie
Resztkami sił uśmiech
Zaciskam sztuczne paznokcie
W ustach podnosząc
Je w niemożliwe
I taka piękna jestem
Że nawet ty wierzysz
Że przychodzi mi to w łatwością

Co ty wiesz o mnie?!

Wiesz
Znasz może 20% prawdy o mnie
Którą sam budujesz
Reszta to negatywne myśli o tobie
Których nigdy nie usłyszysz
Reszta to oczywistości
Których nigdy nie ujrzysz
Reszta to inni panowie
Których nigdy nie poznasz
Reszta to ja sama
O której nigdy ci nie powiem
Czy nadal tak pewnie czujesz się we mnie?

M.

Byłaś mi daleka
A dziś świata poza tobą nie widzę
I choć mówią że to fałsz
Ja wiem że nasza bezwarunkowość
Choć nie bezwarunkowa
Jest najczystszą formą miłości
Jaką mogłam poznać
I dostać
Zawsze będziesz blisko
Choć mamią mnie chwilowi przyjaciele
Wiem że tylko ty czekasz
I tylko ty
Umiesz w sobie znaleźć
Cierpliwość
By znieść to
Co inni nie znoszą
I słyszeć odpowiedzi na pytania
Których nie chcesz zadawać